czwartek, 14 czerwca 2012

Trujenca

Moja matka jest jak wilcze jagody.
Trujenca.
Truje od świtu do zmierzchu. Normalnie miszczostwo śfiata. Żebym zjadła. Żebym spakowała plecak na jutro. I ubranie se przygotowała. I worek. No, ja przepraszam-ja nie mam worka, worek to ma Klomszczel, ale on ma zawsze przy sobie i nie musi nic szykować. Hahahaha...żart. Z kapciami worek. I żebym pokój sprzątła. I śfince zadała. I zabrała ze stołu wszystko, co tam nawlekłam, bo jeść się nie da. I żebym zabrała ze środka korytarza kurtkę, plecak i worek. Jak rany, co ona z tym workiem..., niewyżyta jakaś czy co. I zemby żebym umyła, bo mi z pyska zionie. I jak się jakiś zakochany napatoczy, to zwieje jak tylko paszczę otworzę. A, i żebym se z łóżka makulaturę wyniosła i butelki z wodą po wodzie niegazowanej, bo mnie w nocy suszy. I piję. 
I takie trucie w bucie
A ja nie ma juszsz dwóch lat.
Ani nawet pięciu.
A matka nawija. 
Żebym nie mówiła do brata "ty debilu", bo on nie jest debilem. Tiaaa...To czemu jak mnie ostatnio dopadł, to najpierw mnie kopnął w zad, a jak zwijałam sie z bólu, to mnie ugryzł w nogę, a jak sie zwijałam dalej, to mi przejechał pazurami po paszczy i teraz mam szramę. I żebym se siadła na pięć minut, bo ja nawet jak jem to w szpagacie i bez przerwy tańczę. I matka kołowacizny dostaje i truje.Albo żebym sie już poszła kompać, bo późno, a potem, żebym już sie skończyła kompać, bo późno i żebym szła spać. 
A rano, żebym se kupiła w sklepiku bułke z serem i ogórkiem, a nie żelka w kształcie myszy w kolorze płynu do spryskiwacza. Tiaaa...jasne. Ona myśli, że ja zdrowom żywność bede jadła. Był przecieszsz u nas w szkole jakiś takiś unijny cóś, że jarzynki dawali. Marchewke na ten przykład. I ja wtedy przynosiłam do domu paczuszki marchewki od wszystkich dzieci i śfinka moja morska dostała marchewkowtrętu. I teraz czeba jej kupywać inne jarzynki. Taka wybredna!
No, przegwizdane mam. Prze...gwizdane. A mamusia sie jeszcze ciągle starzeje i jej sie pewnie to trucie nasili...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz