piątek, 25 stycznia 2013

Dance macabre

[*]

Znów tańczy.

Ta, to wie, kiedy wykonać piruet, żeby się we łbie zakręciło wszystkim.
Oprócz Niej.
Znów bierze nie z tej półki, z której powinna.
Znów wzmaga objawy alergii na dzwonek telefonu: mózg brzuszny reaguje jak ukłuta szpilką noga żaby.

A dom pełen dzieci: biegają jak szalone.
Dorośli pojechali po Niej sprzątać.
Matka W. panuje niepodzielnie i nie ma kiedy łzy słonej uronić. Wyje w środku. Tam Ona - Wariatka tańczy, a tu życie pcha się drzwiami i oknami; jazgot, kwiki, jakieś gluty po pas, nogi za pas, zabawa.
Kręcę się w domowym tańcu jak, nie przymierzając, Ona.
Czuję, że żyję. Oj, jak czuję.
Wszystkie problemy odpłynęły - jest tylko życie w stanie czystym: ruch i dźwięk.

Można tak skamienieć z rozpaczy, że płakać nie sposób.
Można tak płakać, że łez nie uświadczysz.
Może tak boleć skandal umierania, że zostaje tylko dance; codzienny dance, w którym zapomina się, że w tym tańcu z gwiazdami każda runda kończy się makabrycznie.

Żeby Ją oswoić, Matka W. napisała niejeden artykuł i jedną dysertację.
Kto kogo oswoił...?

"[...] każdy, kto pisze o śmierci (a więc dobrowolnie opuszcza świat żywych  i wkracza na martwe pole), ma do niej jakąś własną sprawę. Coś chce zrozumieć, coś oswoić, rozegrać ze śmiercią jakąś partię (w szachy lub w kości), zanim będzie do tego zmuszony". (St. Rosiek)

1 komentarz: