środa, 19 stycznia 2011

Lanie i czytanie

Doktor Maltretor zwiotczał (zesztywniał???) w wózeczku. Chwila ciszy. Trwaj chwilo i te takie tam faustowskie dyrdymały...
Wyje dziś od rańca, a ja dymam z wózeczkiem po chałupie, telepię gondolką na resorkach i mózg mi się lasuje. I organy bliższe podłogi bolą już nieznośnie. Usiąść, zalegnąć, poczytać!!! Zjeść, wylać się, kawę naruchać!!! Marzenia - te duże i te maleńkie...Macierzyństwo polega na symultanicznym laniu i pisaniu, telepaniu i czytaniu, z wózeczkiem dymaniu i kawy naruchiwaniu...czy cóś koło tego. No, może to lanie i pisanie jest nieco przesadzone, ale lanie i czytanie stosuję nałogowo:)
Siostra Ostra nie daje za wygraną i cichcem sprawdza jak to jest odlać się w pampersa, kiedy się jest dorodną siedmiolatką. A ja myślałam, że Maltretora za często przewijam i te pieluchy tak szybko wychodzą...Usiłowała też dopiąć się do cyca, ale pogoniłam. Odkąd karmię, ciągnie naród do cyca jak muchy do miodu. Chyba listę kolejkową wdrożę. Cycki, cycki... Wiecznie takie duże nie będą. Ciekawe ilu wtedy znjadą amatorów?
Ooo, wypluł smoczka z lekkim blompnięciem. Znaczy: śpi twardo, albo zaraz rozewrze paszczę i dźwięk wyda. Bądź tu mądry...A dźwięki wydaje takie, że skóra po nocach cierpnie: jak Titanic przed zatonięciem. Trzeba by list do pana Camerona reżysera wystosować: "Panie szanowny Reżyserze Cameronie! Syn mój, dwojga imion, odgłosy drastyczne, katastroficzne i horroropodobne produkuje we własnym zakresie. Weź pan go do Holiłód". Może dorobi do psiej matczynej emerytury kiedyś...?
Jednak rozwarł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz