czwartek, 27 października 2011

Zajco z majcy

Dżizys, kuffa, ja pinkolę. Majca.
Nie żeby wyższa matematyka - tego się matka (niestety...) nie tyka. Próg dziesiątkowy plus letkie onego przekroczenie. I nie do przekroczenia ten Rubikon...
Ostra: 10-4= ...pi..trz...cztery??? Taaa... A 8-3... Sze...czte...pięć??? Taaa... Gdzie jest pies pogrzebany, matka nie wie. No nie wie. Metodykiem nauczania matematyki nie jest, na palcach rachować w szkółce nie pozwalają. Ostra odejmuje pod nosem odliczając od dychy. Kurczę, nie tędy droga. Chyba.
Swoją majcę matka śni po dziś dzień. I zrywa się z nocnych koszmarów, że zadanie z treścią (kiedyś się mówiło: zadanie tekstowe...) jej zapodadzą i wymięknie. I padnie trupem pod tablicą. Ale Ostra w zeszłym roku rachowała biegle do 20 i nagle się zacięła była. Matka wie (oj, jak wie...), że szkoła uwstecznia, ale żeby aż tak??? Liczymy więc wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka: o ile czego więcej tudzież mniej. Bo, Ostra, mamusia ma pięć śmierdzących skarpetek, a ty masz trzy, o ile więcej skarpetek ma mamusia??? A Klomszczy ma dwa zemby, a ty masz cztery...a mamusia ma osiem torebek, a ty sto...a tatuś ma ... a babcia ma ... Aaaa...aby matematyki nauczył ktuś opornego klienta -  zatrudnię...
Załóżmy, że sobie jakoś z tym progiem, jego przekroczeniem i grafami poradzimy. No co se mamy nie poradzić. Bedzie trudno, cienżko, pod górkę - ale se poradzimy. I wtedy pojawi się kolejny demon - fizyka. Mamusia żałuje, naprawdę żałuje, że nie umie majcy i fizy. Nie, nie tych grafów, słupków (pono już się żadnych słupków nie produkuje...) i pociągów, co z miasta A do miasta B. Nie tych wzorów, co to się ich nawet matce podpowiadać nie dało, bo zamiast zapisywać symbole pisała pełnymi zdaniami: pi razy lambda czy omega dodać cóś tam... No, głupota nie boli. Brakuje matce tego sposobu postrzegania świata, który można w sobie wyrobić tylko wtedy, kiedy się jednak trochę (trochę...) majcy i fizy liznęło. Czyta matka Kaku i Hellera z wypiekami na facjacie, ale nigdy nie doczyta do końca, do sedna, do rdzenia - bo nie sposób z matki wiedzą. I przypomina sobie, że najlepsi nauczyciele majcy i fizy, jacy jej się w szkole trafili nie byli ... nauczycielami. Nieodżałowana pani T. - podstawówkowa matematyczka - była panią inżynier na zesłaniu. Ale kiedy ona tłumaczyła - łapało się w lot...
A my przecież mamy swojego osobistego inżyniera: tatusia. Mamusia już zaraziła Ostrą miłością do czytacia i pisacia, a jakby tak tatuś zaszczepił jej miłość bezbrzeżną do Feynmana Wykładów z Fizyki...
Tymczasem dwa dodać dwa.
I czarna dziura...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz