poniedziałek, 28 listopada 2011

Bubalon


Z pierwszych urodzin Lenona ostały się były balony. Jeden, czarny z namalowanym duchem i komiksowym dymkiem, w którym duch werbalizuje swe poglądy mówiąc z hamerykańska i halołińska boo..., wzbudza  w Klomszczelu całą gamę emocji. Chodź Klomszczy, gramy w bubalona, zachęca Ostra. Yyyeeeyy... dyga Klomszczy. Dobra, chowamy bubalona, w piłkę gramy, kapituluje empatyczna siostra. Yyyeeeyyy... zaniedowolony Klomszczy w nabożnym skupieniu przygląda się czarnemu potworowi...Jeszcze nie dojrzał.
Podobnie było z pewnym bożonarodzeniowym misiem, który wyśpiewując popularną kolędę, kłapie dziobem (o ile misie mają dzioby... ale w naszej rodzinie to wszystko jest możliwe...). Początkowo Klomszczy drętwiał i wiał albo wiał i drętwiał. Dnia pewnego zbliżył się na bezpieczną odległość i obczajał. Wreszcie podszedł ku temu misiu i śpiewającemu wsadził palec do dzioba. Aż w końcu nadybałyśmy go z Ostrą jak przy misiowej muzyce ... tańczy. I to jak!
Aktualnie Klomszczy dyga plastikowego samolotu garażującego (hangarującego?) w sraczyku.
Mam nadzieję, że nie odleci celem przezwyciężenia fobii...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz