czwartek, 24 listopada 2011

Z pamiętnika Doktora Maltretora (6)

Tak sobie przemyśliwuję, że moja rodzina jest powalona jak stodółka. I rozgrzebana jak kupa liści. 
Taka Ostra na ten przykład. Ciągle mnie niunia i ciora, upust daje swojej siostrzanej miłości bezbrzeżnej ale kiedy wchodzę do jej pokoju i zamiaruję sobie pogrzebać w szufladach biurka i pożyczyć jakąś zabawkę rozwojową (no chyba ma takie, nie???) - rzuca się ku mnie z wrzaskiem i nawołuje mamusi: weśśś go stont. Fstrentna! Co z tego, że cóś jej wywlekę, pogniotę i ocharam??? Mało ma tego dziadostwa poupychanego gdzie się da? I gdzie się nie da... Mamusia dba tylko, żebym nic nie skuszał z podłogi, bo to pono może grozić utratą życia lub zdrowia. Dba mamusia zwłaszcza w łazience, gdzie tyle fajnych rzeczy jest. Taka muszla klozetowa, dajmy na to. Kiedy mamusia się myje albo paszczę sobie bejcuje (normalne mamusie mówią, że się malują), wsadza mnie do takiego wysokiego krzesełka i okłada zabawkami. I wczoraj dała mi mamusia żabę. Polookałem, oceniłem odległość i wycelowałem. Żaba wylądowała w sedesie. Ale strzał! Dumny byłem jak paw. Mamusia mniej: ujęła żabicę w dwa paluszki i przeprała pod bieżącą wodą. Zupełnie nie wiem dlaczego, przecież w sedesie woda spuszczona była i żaba tylko letko zamokła. Suszy się teraz na kaloryferze i nie mam czym rzucać, a kibelek woła gromkim głosem. Mógłbym zostać w przyszłości słynnym koszykarzem, a mamusia uniemożliwia mi rozwój psychomotoryczny, co przy obecnym wyścigu szczurów kiepsko wróży na przyszłość...
Ale ja się jeszcze odkuję. Już zakumałem na czym polega chodzenie. Jak się puszczę, to se poradzę. Parę kroków pokroczę, rączętami pomacham i siadam ale widzę progres. Widzę go zwłaszcza wieczorem, kiedy rodzina chętnie wydelegowałaby mnie do wyra, podczas gdy ja się wtedy właśnie najintensywniej rozwijam osobniczo i postępy czynię. Miast cieszyć się, że tak śmigam wieczorową porą po lokalu, rodzina sekuje mnie i ogranicza, pchając w kierunku pościelowym, gdzie z kolei uniemożliwia mi się zabawę lampą i zapoznanie się z podstawowym prawami fizyki. Rozważam już nawet kontakt z Rzecznikiem Praw Dziecka, gdyż ponieważ mamusia z tatusiem ubzdurali sobie, że - kosztem mojego rozwoju!!! - potrzebują oni choć kilku chwil dziennie celem konsumpcji posiłków tudzież dokonania ablucji. Doprawdy... - mamy wiek XXI i z rozwojem zwlekać nie nada. Co będzie, jeśli obleję egzaminy wstępne do żłobka albo testy kompetencji umożliwiające mi podjęcie nauki w przedszkolu? Mało to moich kolegów poległo na spitolonych kolorowankach???
Rozgrzebana ta moja familia. 
Wydaje się jej, że wystarczy się ze mną turlać po podłodze, grać w piłkę, brzdąkać na niemowlacorskim pianinku, układać i rozwalać wieże z klocków albo oglądać prymitywne książeczki ze zwierzątkami... Niedługo kończę rok, a nie zapisali mnie jeszcze na angielski, basen, balet, zajęcia ogólnorozwojowe albo choćby taniec towarzyski. 
Do czego to wszystko prowadzi???
Będę musiał zasięgnąć porady prawnej.
Może rodzina moja niewydolna wychowawczo jest...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz