wtorek, 27 grudnia 2011

Uwaga, waga!

Niektóre ludzie mają problem ze świąteczną konsumancją. Że się niby od wiktuałów nadmiaru tyje, czy cóś...Chciałaby matka, chciała. Odstała matka przy garach swoje; odmięszała, odprzyprawiała... każdemu wedle uznania narychtowała. Żarcia tyle, co dla szwadronu szwoleżerów, choć rodzina klasyczna-statystyczna: mawer, fawer, dwójka trzpiotów. I leżała matka i jadła, potem wstawała i jadła, nareszcie: chodziła i pojadała, by na koniec wejść do wanny i jeść. I co? I ... ech - i nico. Co se matka podgoniła, to z niej Klomszczel wyssał. Budziła się matka po wypasie absolutnie niezdroworozsądkowym (konsumancja potraw smażonych z kapuchą i grzybami w okolicach godziny 22.00, na deserek rafaello i trufle, na popitkę elgrey z soczkiem z czarnej porzeczki - ten aromacikkk...) w środku nocy głodna jak pies. A bo Klomszczel se na matce nocom używał do woli. Wie matka, wie - można Klomszczela kłonicą pogonić i na schabowe z kapustą przestawić, ale jakoś tak nam dobrze idzie współpraca i się nie chce...
No i właśnie dlatego wchodzi matka na wagę bez obawów. Znaczy z obawami, że się waga zaśmieje i od anorektyków wyzwie, choć matka słonia by zezarła i jeszcze o dokładkę poprosiła. Ale matka zawsze tak miała - marna matki zasługa. Ot, niektóre tak majom...
Ogłasza matka zasię wszem i wobec: kiejby ktoś miał na zbyciu 10 kilosów, może być 12 ... - matka bierze w ciemno. Z biodrów, brzuchów, cycków, udów ...
Uda się albo nie uda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz