Dentystkę.
Znaczy, żaden dentysta na mnie nie leżał, dentystka, ale ten specyficzny zapaszek białego gabinetu przebija nawet glutomur w moich zatokach przynosowych.
Dobrze mi zrobiła ta dentystka; Pani G. - wiecznie młoda niewiasta o niebywale delikatnych dłoniach - postawiła na nogi dwa moje zęby upchnięte w najgłębszy głąb mojej, niegłębokiej przecież, paszczęki.
Sielanka!
Dawno nie spędziłam tak miłego popołudnia: mogłam bezkarnie leżeć na wygodnym skórzanym fotelu i grzać się w świetle lampy niczym kocur pod kwarcówką. Nikt nic ode mnie nie chciał przez całą godzinę! Nikt nie wołał: "mamooo...". Tylko szmer babskich przedwieczornych rozmówek (jakoś tak się złożyło, że ekipa wyłącznie damska tam pracuje...); jakieś podśmichujki i ploteczki - zmęczenie materiału tuż przed zamknięciem jenteresa. Nie mógł się wprawdzie człowiek do ploteczek podpiąć, boć rurę ssącą w pysk miał wetkniętą i paszczękę rozdziawioną do bólu zawiasów, ale to błogie nieróbstwo...
"Znieczulić?" - pyta czule Pani G. "Bez znaczenia..." - rzecze filozoficznie matka wariatka, bo faktycznie: u dentysty to jej jakoś wsio rawno. "A, co będę panią mordowała..." - Doktor G. wbija w rozdziawiony pysk matki szczykawę z igiełką grubości komarzej kłujki. Mrrr... Pysk letko sztywnieje; leżymy, słuchamy...nikt nie woła.
Gdyby mi ktoś lat temu parę powiedział, że najmilsze popołudnie swojego życia spędzę na fotelu dentystycznym - puknęłabym się w czółko.
"...gotowe. Nie przeszkadza? Dobrze mi się wyszlifowało?".
"Już???".
"No, przecież. Tylko ta siódemeczka taka bardziej pocharatana była... ósemka tylko z wierzchu. Reszta, to już takie drobiazgi. Jeszcze jedna taka sesja i po ptokach".
Jedna???
A może ktoś reflektuje na obicie matce wariatce pyska i ukruszenie górnej jedynki???
Fundusz jedynki refunduje, będzie więc leżenie na fotelu gratis i na pewno dłużej niż godzinę...
Pozwalam sobie Ciebie podlinkować, zacna kobieto!
OdpowiedzUsuń