Pani wie, Ciocia G. zdaje relację z zachowania Klomszczelego w żłobasie, on ma takie ulubione miejsce na dywaniku pod kaloryferem. Kładzie się tam z książeczką i wygrzewa. Dzisiaj to musiałyśmy mu sweterek zdjąć, taki był czerwony i cieplutki. Klomszczelek, nie sweterek.
Spoko, spoko, pewnie w poprzednim wcieleniu był kotem, uśmiecha się Matka W. do Cioci G.; też by się chętnie położyła na dywanie w okolicy kaloryfera z książką. I kawusią. I jedzonkiem. I kocykiem. I se tak leżała. I leżała. I leżała.
Tymczasem Matka W. głównie siedzi. I siedzi. I siedzi. I pisze. I pisze.
Gdyby ktoś zaproponował Matce W. żeby sobie wybrała miejsce dowolne na globie ziemskim i pojechała tam zaraz teraz, to by sobie Matka W. pojechała do sypialni, do barłogu swego kołslipingowego i zaległa. W piernaty się zakopała, wszystkich z pokoju wykopała i spała. I spała. I spała. Potem by wstała, w sensie: obudziła się, bo z wyra by nie wyszła, i czytała. I czytała. I czytała.
Bo piecuchem Matka W. jest i chętnie by zimę na jakimś zapiecku przesiedziała.
A Klomszczel pobudy urządza kole piątej z minutami. I Matka W. wstaje. I wstaje. I wstaje. I wyje. I wyje. Bo zimno i cimno. I normalne ludzie wtedy śpiom.
Kaloryfer...
U nas kaloryferów brak. Mogę się co najwyżej rozpłaszczyć na podgrzewanym betonie, robiącym u nas za podłogę. A to już nie to samo...
OdpowiedzUsuń;)
A u nas kaloryfery nowej generancji i nie da się wepchnąć między żeberka...ból:(;)
OdpowiedzUsuńIstotnie, one są kijowe, nie trzymają zbytnio ciepła.
OdpowiedzUsuńPodłogowe też do kitu, śluzówkę zmienia w papier ścierny wrażliwcom.