czwartek, 20 grudnia 2012

Muzeum (1)

Szanowni Państwo, witamy w Muzeum Literatury.
Mamy zaszczyt przedstawić Państwu niezwykłą ekspozycję.
Oto naszym ekspertom udało się zrekonstruować mieszkanie, w którym żyła i tforzyła słynna offowa pisarka początku ubiegłego stulecia - Matka W. Niektóre sprzęty są oryginalne, chociaż naprawdę trudno było je zachować w zadowalającym stanie. Z racji zużycia, część utensyliów rozsypała się w pył, kiedy tylko odkopaliśmy je pod stertami papieru.
 
Będziemy się poruszać zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Proszę niczego nie dotykać!!!
Dziś pierwsza część z, zaplanowanego przez naszych ekspertów, cyklu spotkań pod hasłem: 

 "Czy znasz tfórczość Matki W.?"

Zwiedzimy salon z aneksem kuchennym, zrekonstruowany w warunkach porannych.

Ruszamy.

Na lewo lodówka. Tak, nie mylą się państwo - jest prawie, podkreślam: prawie, nowa. Model charakterystyczny dla biedoty miejskiej, wczesne lata dwutysięczne. Górne drzwiczki, jak Państwo widzą, niosą ciężar licznych papierów i magnesów: rysunki dzieci; plan lekcji jedynej córki pisarki, posługującej się w wiadomych kręgach pseudonimem Siostra O. (imię nieznane); monity bankowe i telekomunikacyjne; ulotki barów szybkiej obsługi. Drzwiczki dolne wolne są wprawdzie od papierowych narośli, ale, zwróćcie Państwo uwagę, na zalegające na ziemi magnetyczne literki i zwierzątka - zwyczajowo przypinane były właśnie na dolnych drzwiczkach lodówki. Nasi eksperci doszli do wniosku, że nieporządek wprowadził niejaki Klomszczelek, syn słynnej pisarki - w czasie, gdy na lokal spadła lawina papierów, grzebiąc na wieczny odpoczynek jego mieszkańców - dziecię w wieku lat dwóch z okładem.
 
Dalej: wielki świat-kuchenny blat. Proszę uważać! Nie dotykamy niczego! Lepkie plamy pochodzą prawdopodobnie z soku malinowego albo z tzw. herbacianych szczurów. Warstwa wierzchnia plam, łudząco przypominając tynk strukturalny, to cukier, sól, albo okruchy chleba - dziś już nie do zidentyfikowania.
Z czego wnioskujemy? Otóż w mieszkaniu Matki W. odnaleziono zapiski pisarki, w których czytamy, cytuję: "(...) i niektóre matki kładą się spać ostatnie, a wstają pierwsze. Ja już nie mam siły - chodzę spać pierwsza, znaczy z kurami, znaczy z Klomszczelkiem. Wstaję, fakt, też pierwsza, ale jak tak dalej pójdzie, w ogóle przestanę wstawać. Co sobie wieczorem lokal ogarnę, to mi natrzodzą zanim pójdą spać i żadne po sobie nie sprząta. Do blatu w kuchni to się można przylepić, zlew pełny, kosz na śmieci się wylewa... eee...ide  kawe robić. Noszszsz - nie da sie - ekspres przykleił się do blatu i nie mogę kolby z gwinta wyrwać...(...)". Tu zapiski się urywają, ale spójrzcie Państwo sami - mamy wzmiankowany ekspres: rzeczywiście kolba siedzi mocno, a tuż obok zapchany naczyniami zlew. Nie, muchy nie pochodzą z tamtych czasów, to muchy hologramowe, przygotowane specjalnie na okoliczność naszej ekspozycji. 
 
Idźmy dalej. W wykuszu okiennym biurko komputerowe z laptopem Matki W., przy którym pisywała swoje Dzieła Arcy. Zwróćcie Państwo uwagę na ilość kubków po kawie i herbacie (nie zidentyfikowaliśmy innych substancji...) oraz papierków po słodyczach zalegających w najbliższej okolicy. Matka W. preferowała śliwki w czekoladzie, najeżone bakaliami jeżyki i czekoladę - tę z okienkiem. To nie przypadek! Chyba wszyscy copywriterzy upodobali sobie tę właśnie czekoladę. Była ona nawet bohaterem reklamy telewizyjnej, w której grała na gitarze, a mający, najwidoczniej, częste deliria copy włożył w jej usta (w usta czekolady...) serenadę. O deliriach Matki W. wiadomo niewiele - właściwe tylko tyle, że miały czasem miejsce. Zwłaszcza, kiedy była niedospana lub przemęczona. Badacze sugerują, że najlepsze dzieła Matki W. powstały właśnie podczas ataków niedospaniowych deliriów i wszystko wskazuje na to, że maja rację.
 
Z kolei kanapa i leżący u jej stóp dywan. Plamy na kanapie, proszę Państwa, są niewiadomego pochodzenia. Rozgrzebana pościel oraz koc sugerują, że w czasie, gdy Matka W. szła spać, kanapę okupowali jej małżonek i/lub Siostra O. Tezę potwierdzają rozliczne resztki pokarmowe zalegając w okolicy oraz kubki po herbacie. Na dywanie żółtawa substancja - to nie piach, to rozdeptane biszkopty. Proszę uważać, łatwo się poślizgnąć.
 
Ach, i na koniec gratka!
Wróćmy jeszcze w okolice kuchennego blatu. Kuchenka elektryczna. W garnku substancja do złudzenia przypominająca bagno bulgoczące w moczarach. To zupa z wczoraj, którą Matka W. zapomniała wstawić do lodówki. Jak wynika z zapisków pisarki, żywiła się ona resztkami obiadowymi z dni minionych, które skrzętnie przechowywała w lodówce. Zdarzało się jednak, że szła spać zanim upchnęła do lodówki rzeczone resztki. Kotlety zwykle były w stanie przetrwać noc pod gołym niebem, natomiast zaprawione śmietaną zupki, w których gustowała, lub pełne jarzyn rosoły, fermentowały w zastraszającym tempie. Efekt mogą Państwo podziwiać na naszej wystawie. Muchy, oczywiście, hologramowe. Z zapisków pisarki dowiadujemy się, że często żywiła ona nieuzasadnioną nadzieję, że garnki z resztkami schowa do lodówki ta osoba, która kładzie się spać ostatnia. 

Tyle na dziś.
Zapraszamy na jutrzejsze spotkanie, podczas którego zajrzymy do kolejnego pomieszczenia w mieszkaniu.
Dziękujemy za uwagę i życzliwe zainteresowanie.
Gdyby Matka W. wiedziała jak wiernych ma fanów, pewnie by nie zejszła była...

Do widzenia Państwu.

4 komentarze:

  1. Płakałam! Płakałam ze śmiechu i tylko zastanawiałam się momentami czy to przypadkiem nie o moim mieszkaniu, a teraz po głowie chodzi mi fragment przyśpiewki,która często nuciła moja babcia: "co Ci przypomina, co Ci przypomina widok znajomy ten..." ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płakałam! Płakałam ze śmiechu i tylko zastanawiałam się momentami czy to przypadkiem nie o moim mieszkaniu, a teraz po głowie chodzi mi fragment przyśpiewki,która często nuciła moja babcia: "co Ci przypomina, co Ci przypomina widok znajomy ten..." ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hej, ja mam podobną liczbę bałaganiarzy i sobie poradziłam z bajzlem w ten sposób że pewna studentka przychodzi mi z pomocą. odgapiłam od koleżanki i teraz da się żyć. i na nic narzekanie że kasy niet, nawet maria skłodowska jak biedę klepała, przy dwójce maluchów miała pomoc. inaczej się nie da. pozdro kaśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko W. ! nie odchodź! Trzymaj sie dzielnie dla rzeszy twych fanow! Bez Ciebie nie mozemy juz zyc! Pozdrowionka, Matka Walczaca (z balaganem:)

    OdpowiedzUsuń