Mniam, mniam!!
Mama, tata, mniam, mniam!!!
Druga w nocy.
Albo trzecia.
Wyjątkowo piąta nad ranem.
Kolacja była w okolicach osiemnastej dnia poprzedniego, dziecko płci samczej głodem przymiera.
Niam, niam, mówię, ruszajcie się dziadki: biszkopty i woda z soczkiem malinowym raz!
Śpijjj Klooomszczeeel, mówi tatuś. No, Młodyyy, weśśśś... jęczy mamusia; no śpijjj.
Niam, niam, mama, niam, niam.
Nie ma niam, niam, śpij!
Niam, niam!!!
Aaaa...
Aaaa...
Je. Kruszy do łóżka. Popija. Je. Kruszy. Popija. Pada na okruchy. Zasypia.
Rano śniadano.
Kaszy micha.
Klomszczel na kanapie, a wokół:
- helikopter biało-czerwony na baterie;
- garaż piętrowy z windą, drewniany;
- tory kolejowe plastikowe, producent krajowy;
- odkurzacz różowy plastikowy, scheda po Ostrej;
- samochodzik-chodzik-jeździk, w slangu domowym: bubu;
Matka W. karmiła już różne... hmmm... stworzenia. Ale kiedy wysuwa łyżkę z kaszką mleczno-ryżową kakałkową w stronę helikoptera, garażu, torów, odkurzacza bądź bubu - czuje się jakoś nieswojo.
Niam, niam... - pogania Klomszczel - niam, niam!!!
I głowę by sobie wtedy Matka uciąć dała, że się ten helikopter do matki uśmiecha na wysokości... paszczy i oną szeroko rozdziawia.
Czy to się leczy?
I jak długo to trwa?
nie leczy się, matką się jest do końca życia ;/
OdpowiedzUsuńporyczałam się ze śmiechu :-)
OdpowiedzUsuńZnaczy do u... nej śmierci mam karmić helikoptery??? To niech to chociaż będą moje helikoptery pobaletowe... albo lepiej nie - to jednak ból jest :(
OdpowiedzUsuń