czwartek, 3 marca 2011

Gugle

Doktor Maltretor dzieckiem epoki komputerowej jest. I nie chodzi o to, że inna rzeczywistość już dla niego nie będzie istniała, bo maszyna do pisana to muzealny zabytek jest nawet dla Ostrej, ale o werbalizację wrażeń.
Wszedłszy w okres głużenia, Zwiotczelina zaszalał: jego pierwsze "słowa" brzmiały ni mniej, ni więcej, tylko - "gugle". No, może raczej "guuuuuuuuuuuuuuugleeeeeeeeeeeeeeeeeeee". No i gugluje sobie na razie teoretycznie, boć malutki i gołych bab sobie jeszcze wyguglowywać nie potrzebuje.
Rozgadał się za to cudnie: te wszelkie "liiiiiiiiiiii", "aaaach", "eeeeeeeej" i takie tam okraszone uwodzicielskim uśmiechem są doprawdy warte mszy. Zwłaszcza bladym świtem, kiedy Zwiotczelina robi pobudę o, załóżmy, 6.00 i na mój widok szczerzy paszczę w uśmiechu tak obłędnym, że gdyby nie uszy, to śmiałby się dookoła głowy. Tylko on reaguje uśmiechem na mój widok - tzw. tatuś ostatnio uśmiechał się dawno (i nieprawda...) dawno temu; Ostra jest coraz ostrzejsza: z każdym rodzicielskim nakazem przyrasta jest brzytewna ostrość jęzora (dziedziczne) i ocząt nożowe spojrzenie. Pani w lustrze, którą muszę co rano oglądać, śmieje się raczej krzywo i smutno. Oczka ma małe, zamglone, nietomne; włos w nieładzie; cerę pożal się Boże...
No, więc te gugle podtrzymują moje z Maltretorem konwersacje. Mam nadzieję, że zaszczepiony za młodu, będzie Synuś równie rozmowny za kilka i kilkanaście lat. Że nie zasili armii emocjonalnych troglodytów, nieumiejących wydobyć z siebie sensownego słowa panów, monosylabami odpowiadających na każde wezwanie. Niech sobie gugluje na zdrowie teraz, a w przyszłości niech się brata z kompem, jako i ja się bratam. Ale niech gada, bajczy, opowiada, mówi, plotkuje, rozmawia, nawija ... - niech nie zamyka się w sobie jak faceci mają w zwyczaju; niech nie udaje, że niewypowiedziane emocje nie istnieją.
I niech matka ma siłę zawalczyć o takiego faceta - to batalia warta zachodu.
Już się na nią zbroję.
Pif-paf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz