wtorek, 15 marca 2011

Spacer

Słonko świeci, ptaszek kwili, może byśmy ... poszli na spacer.
Myśl taka mi zaświtała, kiedy to wszyscy byliśmy w chałupie i można było zagrać na cztery ręce, i pozałatwiać wszystkie sprawy w okolicy bez konieczności uruchamiania samochodu.
I ruszyliśmy tyralierą. Wolałam szpalerem, ale się Ostra uparła być w centrum zainteresowania i się nie dało.
Jak wzmiankowałam, słonko swoje, ptaszek swoje. Ostra też swoje.
Zaczęła po dziesięciu minutach marszu.
Tatooo, a weźmiesz mnie na barana? Ja już nie mogę, nogi mi odpadają!!! Bo on (Kląszczel, ofkors) to SE JEDZIE wózkiem, a ja musze iść nogami!!!
Idź, córko, rękami - próbuję rozbroić sytuację. Ale mamooo, wstrentna jesteś! Nie pójde dalej. Nie idź. Stój se pod tym drzewem, aż cię ktoś zabierze (pitu, pitu srutututu...).
Odęło Ostrą jak Zoścyną krowę - stoi. Looka, czy widzimy jej męczeństwo. Cierpi za miliony. Chodźże Młoda, wołam, ścigamy się. Stoi dalej. Kiedy jesteśmy wystarczająco daleko zaczyna wrzeszczeć - mamooo zaczekaj na mnie!!! Efekt osiągnięty. Ludzie zaczynają się oglądać dookoła i szukać wzrokiem wyrodnej matki, co to potomstwo zostawia na ulicy na zatracenie. Ryszard Cebula mobilizuje ekipę. Słonko świeci, ptaszek kwili (dalsza część wierszyka nabiera w zaistniałych warunkach głębokiego sensu...).
Zaczekuję. Dalej zaczekuję - Ostra, noga za nogą, tiptopkami podąża w mą stronę. Stoi i sapie. Dyszy i dmucha. Znów dwa kroki. Nagle zryw. Mamooo, a kupisz mi .... [wstaw dowolną nazwę śmieciowego jedzenia]. Nie, w domu jest obiad. To ja dalej nie pójdę. Nie idź...
Po kolejnych fafnastu minutach spaceru mam ochotę zwiać w pierwszą boczną uliczkę jaka się trafi i zaginąć w akcji.
Podążąmy jednak wytrwale na, tfu, spacerek. Tzw. tatuś z Kląszczelem w wózku zniknął za zakrętem.
Ale Kląszczel nie w ciemię bity - może Ostra, może i on. Obudził się. Rozejrzał. Zawył. I...zasnął.

Razu pewnego postanowiłam zastosować się do nalegań Ostrej. Szłyślmy sobie z Kląszczelem na zakupy do sklepu nieco bardziej oddalonego od chałupy, niż rzut beretem. I Ostra zaczęła: bo ja taka zmęczona jestem, dopiero ze szkoły przyszłam, położyć się chciałam, zjeśc coś... 
Zawróciłam. Ale mamoo, ja tylko tak mówię. Zmęczona jesteś i głodna, wracamy, masz rację, najpierw musisz odpocząć i coś zjeść. I żadnych koleżanek dzisiaj, bo się przemęczysz, biedaku. Ale mamoo, ja wcale tego nie mówiłam!!! Chodżmy już do tego sklepu, ale ja wcale nie chce. Mamooo, wstrentna jesteś!!!
Ale mamooo..

Wrrr...
JAK SIĘ KTOŚ WSTRENTNY URODZIŁ, TO WSTRENTNY UMRZE;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz