środa, 5 października 2011

Kiedy dojedzieeemyyy?

Do samochodu strach wsiadać.
Samochód sprawny, nowy, wypucowany przez tatusia.
Tatuś kierowcą jest co się zowie, jazda z nim w roli pasażera to sama przyjemność.
Ale strach...
Wsiada człowiek, kokosi się na siedzonku i słyszy: mamooo, a kiedy dojedziemy? Ignoruje człowiek zapytanie, że niby nie usłyszał, silnik za głośno (g ... uzik prawda) pracuje, Klomszczel kwiczy (a nie kwiczy, młotek ogryza), trawa rośnie... I słyszy znów: mamooo...tatooo...
No jakby chciał człowiek jechać, dajmy na to, do Paryża, to kaplica. A tu wycieczki się odbywają takie niegroźne - w granicach stu kilometrów, coby Progenitury nie zmęczyć. I Progenitura Starsza znosi je coraz gorzej: no kiedy dojedziemy - to tylko przygrywka tycia. Progenitura Starsza domaga się matczynej bilokacji: matka chce siedzieć z przodu, bo kręgosłup jej nawala i z tyłu źle się matce siedzi, a POWINNA siedzieć z tyłu, bo co to w końcu jest, żeby malutka dziewczynka siedziała sama. Sama... Obok Parówienny ssie nogę Edwarda ewentualnie trzonek młotka. Gumowego. Młotka gumowego. Edward pluszowy jest. Że kto to Edward? No, kot pluszowy. Nazwany tak został ku czci jakowegoś kandydata ku parlamentu, który łysy jak kolano, a zwie się - nomen omen - Czesak. I Edward mu na imię. Mignął nam był podczas jakichś rozjazdów plakat onego Edwarda za samochodowym oknem i tak oto Kot Bezimienny (Iwan Bezdomny...) Edwardem został. 
Dalej: domaga się Progenitura Starsza od matki zdolności profetycznych. Gdyż ponieważ w warunkach krajowych na pytanie: kiedy dojedziemy? - odpowiedzieć nie sposób. Jadziem oto do Tarnowa, z naszej wsi jakieś 70 kilosów prostej drogi, i tuż za opłotkami trafiamy na korek. Wydawszy serię haniebnie wulgarnych dźwięków, zawracamy celem korka objechania. I jedziemy, jedziemy, jedziemy... 
Po kolejne primo: Progenitura Starsza wolałaby, żeby matka miała zdolność teleportacji. Cała rodzina żeby miała. No, bo co to ma niby znaczyć: wiek XXI, nowe technologie w natarciu, a my jak te człowieki z epoki kamiennej przemieszczamy się samochodem! Obciach. 
I jeszcze piciu (nie pij tyle, bo będziesz co chwilę sikała), siku (wysikaj się dobrze - jakby można było źle... - bo nie będziemy się co chwilę zatrzymywać) i makdonalda zarasss, terasss, koniecznie.
Ufff...
A nie mówiłam - do samochodu strach wsiadać.
Pogoda sprzyja; lepiej uskuteczniać wędrówki. 
Wrrróć! 
Wcale nie lepiej. Wtedy zaśpiew brzmi: tatusiuuu, a weźmiesz mnie na barana? Aleee, nogi mnie bolom!!! To nie pójdziesz już dziś do koleżanek, muszą ci nogi odpocząć. Aleee, ja tylko takkk... To idź, córciu, idź. 
Aleee...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz