piątek, 21 października 2011

Z pamiętnika Doktora Maltretora (5)

Koniec tego dobrego!
Nie będzie mnie nikt w galotach grzebał ot, tak!
Przyzwyczaili się staruszkowie, że pozwalam sobie bez sprzeciwu zmienić pieluchę i robić koło rzyci. Koniec - się niech odzwyczają. Jeszcze przy tatusiu to mam jakieś opory, bo tatuś ciężką rączkę ma i szeroką i jak mnie przytrzyma, to daleko nie zalecę; no i mruczy tatuś pod nosem: spokojnie Klomszczelll, opórrr jest darrremny... Ale mamusia - czterdzieści kilo żywej (raczej nieżywej...) wagi, nie radzi se kubita, nie radzi. A ja podstępny jestem. Pozwalam się położyć na powierzchni płaskiej, rozsyłam urocze uśmieszki, gugam sobie, w oczęta mamusi się wpatruję. Ale niech no tylko mamusia mnie rozpileuszy - ha, wtedy pokazuję na co mnie stać. Wygiątko w pałąk, szybka przewrotka na brzuszysko i w długą! O, nie, Parówienny, oponuje mamusia, pieluszkę musimy (musiMY..hehehe) zmienić. Pieluszkę, powiadasz... No to ja buch tę pieluszkę w garść i ... nie, nie niczego zmieniać nie zamierzam. Dymam przez pokój ciągnąc ją za sobą. Mamusia się zrywa do wyścigu. Stój, Młody, woła; stój, gdzie lecisz z tą parówą??? A ja naprzód!!! Sikaliście kiedyś w pędzie? Rewela!!! I jakie ślady na podłodze zostają zarombiste: lepsze, niż wtedy jak człowiekowi z pyska leci podczas ząbkowania! A jak się klocek wymsknie to dopiero frajda:) Mamusia ma na ten temat zdanie odmienne (votum seperatum...), ale wczoraj wszystkim świętym dziękowała, że w porę zamieniła wykładzinę dywanową na panele o wysokim stopniu ścieralności.
No i tak runda wokół pokoju, druga. W końcu mamusia powala mnie na łopatki; a tu cię mam gadzino parówienna, dawaj pupsko, pakujemy się w pieluchę. Naiwna. Już se polatałem, pokazałem kto tu rządzi, to teraz zaczynam wyć. Ale jak!!! Jeśli są w okolicy jacyś sąsiedzi, to już se oni o mamusi pomyślą: pastwi się sadystka nad dzieciątkiem. Hehe. No, nie wyj, zagaja mamusia. Pitutitu, pupu, srtututututu... próbuje mnie kobicina zagadać - i znów porażka. Nie jestem taki gupi!!! Doskonale wiem, że bedzie mi tu pitutitu robiła, a przy okazji koło rzyci też zrobi. Nie ma, nie ma.
Wczoraj ostatecznie wzięła mnie z zaskoczenia - stałem sobie przy kanapie i kontemplowałem z ta gołą rzycią, a ona myk i na stojaka mi pieluchę zamontowała. Ale dzisiaj to już jej tak łatwo nie pójdzie.
Mam pewien plan...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz