Kolejna lektura obowiązkowa - Muminki. I tu bam: Ostra nie lubi! Matka wielbi, Ostra nie cierpi, nie rozumie, nie kumie, mamooo...nudneee...
Nie dziwota. Malkontenctwo Ostrej przybiera ostatnio rozmiary jędzowatości małej Mi. Tej, co to by się ją własna siostra bała z lwem zostawić, bo a nuż lwa zeżre i jeszcze się wkurzy, że jej futro między zęby powłaziło.
Matka, wiadomo - Włóczykij. Posiedzieć, pokontemplować; cisza, spokój, sprawdzeni Przyjaciele, zachody słońca; niesie gdzieś, nie wiadomo skąd-dokąd i po co; ważna jest droga sama w sobie. Czasem napatoczy się jakieś leśne dziecko i trza reportaż wcieleniowy wdrożyć pod znamiennym tytułem: Wszystkie Dzieci Nasze Som. Daje rade.
Ostrami marszczy czółko, zaciska ząbki stałe (jakby tak mleczaki ściskała, to by powypadywały jak nic...), syczy, jad sączy, używa nałogowo sformułowań kategorycznych: że nigdy (czyli za chwilę), że zawsze (czyli ze dwa razy), że każdy i nikt, że wszyscy (czyli ona i jeszcze taka jedna)... Ma się czasami dościa. Zwłaszcza, kiedy tuszsz przed wyjściem Klomszczel, wygięty w widowiskowy pałąk, zdziera z siebie czapkę i z hamletyzującym gestem pada na usyfioną podłogę w przedpokoju, dając wszystkim do zrozumienia, że główną rolę w tym spektaklu to gra on, a nie Ostrami. Zdetronizowana primadonna miota się tymczasem na górnym pokładzie piętrowego wyra, wrzeszcząc w niebogłosy, że on nigdzie nie pójdzie, sami se możemy iśććć, że życie jest gupie, ona sie/go/nas zabijeee, że ...ech, wiadomo: możecie mi tu, o, skoczyć.
Widzi wtedy matka oczyma wyobraźni siebie jak robi tak:
albo tak:
I nagle wszystkie Małe Zwierzątka cichną. Robi im się żal i zakumują, że matka nie robot wielofunkcyjny, jeno żywy człowiek, po czem szybciutko wiążą kokardki na ogonach, zakańczają wicie i histeryzowanie i rzucają się ku pomaganiu. Względnie nieprzeszkadzaniu. Względnie w ogóle się nie rzucają. Zaprzestają rzucania na wieki.
Zapytowuje matka czasem Instancję Wyższą, dlaczemu nie stworzyła jej Instancja taką Mamusią Muminka? Torebusia, fartuszek, ogonek w górę i naprzód. Jest się tymczasem Włóczykijem ze smętnie powiewającym szalikiem; miast torebusi wór marynarski a w nim całe życie bez mała; miast fartuszka wór pokutny dżinsowy...
Zanim się matka skończy zapytowywać, wkracza do akcji Ostrami. Wyskakuje niczym diabełek z pudełka i zapodaje: a bo ja cie tak kochammm co bymmm bez ciebie zrobiłaaa!!! Wolna byś była jak taczanka na stepie, odpowiadam. Ale mamooo...jak co? jak co? jak co? ... no weśśś.
No i biore.
Tak napisane, że oplułam monitor, in plus sie znaczy, lubię opluwać ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńTo sie nazywa sublimacja instynktów zbrodniczych w kierunku literackim: kiej sie akcja toczy wcale nie jest wesoło;(;)
OdpowiedzUsuńPamietasz to stare, kieszonkowe niemal, smakowite wydanie? Ech, nie mam, zaczelam jakies nowsze, nieciekawe kolekcjonowac i utknelam gdzies na poczatku. Co prawda na razie obrabiamy "plastusiowy pamietnik", ale musze pomyslec, gdzie sie na ulubione muminy zaczaic, coby serie, pachnaca kurzem najlepiej, upolowac ;-)
OdpowiedzUsuńJeszcze sie mie ostały resztki tych kieszonkowych... A teraz Nasza Księgarnia je wznawia, tyle że kurzem nie wonieją. Ale jak se przy naszym trybie życia położysz gdzieś na środku stołu, żeby poczytać zarassss, to akurat kurzem zarosną::))
OdpowiedzUsuńMoj stol tez sie do tego nadaje. A w lozku moge sie w kamyczkach i piasku dzieki Kotowatym obtaczac. Dobrze wiedziec, ze NK wznawia, choc nie wiem, czy nie pokusze sie o stare jednak :)
OdpowiedzUsuń