środa, 25 kwietnia 2012

Samcoza zakaźna

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Udało się!
Śmy zapakowali Klomszczelego na jołar i wio.
Wyglądał na zadowolonego, choć na wstępie jak zwykle stawiał opora. Rytualnie. Dla zasady. One zawsze tak, te maleńtasy, żeby pokazać kto tu rządzi. I dzieli. Bo Ostra od razu teszsz chciała, żeby ją tatuśśś powoził, bo fotelik jest do 22 kilogramów, a ona waży tylko 21 piencet i ona może. O!
Klomszczel lookał z wyżyn swego nowego tronu i bujanie wyraźnie go cieszyło. Teraz tylko zaopatrzyć mamusię w jakiegoś sprzęta i można ruszać w siną dal. Stadnie.

Tu by czeba, tatuś, poluzować, nie...?
Ostatnimi czasy Klomszczel zasmakował w różnego rodzaju wehikułach. Na widok motocykla dostaje trząchawicy - musimy się podczas spaceru zatrzymać, oklepać (czekam tylko, aż zza węgła wyskoczy jakiś rozeźlony właściciel i nam maski oklepie za to oklepywanie cudzej własności...), pokonwersować jakby to było miło, gdybyśmy sobie taki nabyli i poooszli w długą. Samochodom też nie przepuszcza - obgłaskuje upaćkane karoserie z czułością godną lepszej sprawy; zanim pokonamy dystans z domu do sklepu po drugiej stronie ulicy mija godzina...

Ech, samcoza jak nic, objawy aż nadto wyraźne...

1 komentarz:

  1. moj też to ma. dzis na basenie usłyszał motor w oddali, aż sie zachlysnął z wrażenia :) (a lalka w drodze, hahaha!)

    OdpowiedzUsuń