Otóż w ramach weekendowego nalotu na duże łóżko, kiej to Parówienny i Ostra domagają się niuniania, klepania i podrzutów, wybrać można w zasadzie dwie opcje bez prawa odwołania się do instancji jakiejkolwiek: ocior lub otryk.
Ocior, jak sama nazwa wskazywuje, polega na ocioraniu progenitury. Im młodsza ci ona, tym więcej do ociorywania: no, bo to u Parówiennego, na ten przykład, stopy zimne i cuchnące po porannej przebieżce po lokalu celem odszukania biszkopta/chlebusia ukrytego wieczorem dnia poprzedniego, iżby go skuszać terasss; albo: pulfa, policzek znaczy, miętka że aż żal ściska wiadomoco; albo: brzuszek jak u świeżutkiego kociaszka... Ostra...hmm...giśki ma straszne, piszczy jak potępieniec, ale się ocioru domaga. No, niewiele ma tej powierzchni niełaskotliwej, ale co ona ma być gorsza! U Ostrej lepszy otryk: tryk, tryk nosem w co się da i zachwyt - ale ty Ostra mięciutka jesteś, jak rany, jak ja bym chciała taką paszczę mieć!!!
Kwik.
Kwicor.
Pisk.
Wrzask
Ryk.
Dość.
Więcej się ściemniać nie da.
Czas wstawać.
Że 5.46 i niedziela?
A co za różnica. Dzień jak co dzień.
Chodź, mamusia zimne nóżki ogrzeje pod kołderką...
Łeee...
Ne!
Ostra, weźże go przytrzymaj jakoś.
Ale mamooo...
Ne!
No, to ne.
Im mniej powierzchni niełaskotliwej, tym łatwiej konflikt obrócić w żart. Kwiata chyba nawet gałki oczne łaskoczą ;) nie wiem, nie sprawdzałam. ale nie zdziwiłabym się. :)
OdpowiedzUsuń