poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Idziemy stadem

Jechałam zła jak osa.
Kłujka wystawała mi z galotów nawet w samochodzie, upchnęłam więc zadnią nogą w nogwicę, żeby krzywdy nikomu nie zrobić. Pierwsze starcie słowne już na trzecim zakręcie. A którędy jedziemy, pyta tatuś, a jedź se jak chcesz, byle szybko, bo jak sie Klomszczy rozedrze, to bedzie wesoło. To zakopianką? Nie wiem. A ja przez Zawoję i Chochołów chciałem. To se jedź. To nie pojadę.
Klomszczy zasnął.
To teraz se możesz jechać którędy chcesz.
Nie pojadę.
Po taki gadaniu.
Nie pojechał.

Potem klasyka: a kiedy dojedziemy?
A kiedyyy dojedziemyyy?
Aaa kiiieeedyyy dooojeeedziiieeemyyy?

Na wjeździe korek.
Like always.

Wreszcie: bety zrzucone, kuszanie skuszane, picianie wypiciane.
Koniec pitolenia. Idziemy w te góry cośmy w nie przyjechali chodzić.

Jęk zawodu matki.
Jęk zawodu córki.
Jęk radości tatusia.
Brak reakcji synusia.

Impas.
Burza wisi w powietrzu, Klomszczy wisi w nosidle, nad górami chmury.

Kląszczelina - Zwisielina


Pierwsza ścieżka, pierwsze błoto, pierwsze pod górkę, pierwszy widok. Nerwy jakby puszczały; ścieżka jakby mniej kręta; błoto jakby mnie błockie; góra jakby mniej męcząca w obejściu, wejściu, znaczy; widok boski. Radość, że się dało radę. Zdrowy głód z widokiem na schronisko. Żarcie, żarcie, żarcie. Miało nie być kondycji - tyle lat letargu...a jest i to jaka! Napiechotne nabijanie kilometrów z wózkiem wagi ciężkiej zrobiło swoje. Serce tłucze się tylko przez chwilę, potem już można po widnokrąg.
Złota godzina. Złote zdjęcia.
Niebo niebieskie. Chmury białe. Deszcz mokry. Powietrze ...nie, nie - nie lepkie i gęste: rześkie; płuca wypełnia aż do bólu. Zieleń. Cisza.

Idziemy stadem, nas nie pokona nikt!

Chyba znów będę chciała tego błocka. Schroniska. Powietrza.
Jak 20 lat temu.

I tylko jeden dzień pamiątkowozakupowej traumy.
Ale o tym jutro. Albo jeszcze później. 
Bo teraz góry i chmury.

Złość?
Jaka złość??

Kląszczelina - Dyndalina

Czarny Staw Gąsienicowy and Ostra

Czarny Staw i Czarny Anioł

A wrzesień w górach najpiękniejszy...


6 komentarzy:

  1. Tęsknię za Tatrami tak straszliwie, że ubrać się w słowa tego nie da. Kiedyś kilka razy do roku, teraz od dawna zero.
    A jak się sprawiało takie nosidło? Wygląda interesująco - ciężkie? Klomszczy na jąderkach w nim wisiał, czy humanitarniej? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosidło jest świetne. Nie wisi się na niczym - siedzi się wygodnie całym pupskiem, plecy można rozłożyć do pozycji leżącej i gadzina najzwyczajniej śpi w trakcie marszu.Ten worek na wysokości od kolana do buta Klomszcza to plecak, do którego można upchać pieluchy i ubranko na zmianę. Waży takie cudo 2 kg i przeznaczone jest dla kota do 20 kg. Dobrze umocowane na plecach pozwala na długa wedrówkę nawet na moich plecach - a ważę 40 kilo jak się napasę;)Choć pasę się nieustannie...I są takie nosidła z daszkiem od słońca czy deszczu. Jeszcze je ponosimy, jesień idzie, góry się wyzłocą...

      Usuń
    2. Ciekawy sprzęcior, naprawdę. Ja mam miękkiego ergonomika, też świetnego do dreptania po urokliwych nierownościach, ale takiego plecaka przytroczyć się nie da.
      Trzeba wtedy mieć ludzi od noszenia plecaków z zawartością ;)

      Usuń
  2. Może to ci się spodoba:
    http://z-zycia-gimnazjalisty.blogspot.com/2012/07/rozdzia-i.html
    albo to:
    http://me-cd-lt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. ja się zersram w pieluszkę - siostra także z Krakowa? o matko ale się ucieszyłam! a co u świnki??? (zamierzam kupić)
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Krakowie powietsze dla matków wariatków takie jakieś na musk sie rzucajence...Dużo nas tu pewnie:)
      Świnka się ma dobrze. Łatwiejsza w hodowli niż Ostra Siostra. Polecam zakup. Strasznie niuniacze źwierzymcie :)

      Usuń