środa, 26 września 2012

Schiz nasz codzienny

Żeby nie było, że jeno Ostra - Klomszczel schizuje nad podziw udatnie.
Nasila mu się ostatnio zwłaszcza przed wyjściem z domu i w samochodzie. Nie wiem, czy w żłobie, do którego uczęszcza, mają jakieś zajęcia ze sztuk walki, ale padanie na glebę opanowała gadzina do perfekcji, krzywdy nie czyni sobie żadnej, a widowiskowość padania godna największych scen tego świata.
Pada zatem i wyje. Łbem wali o kuchenne szafki, oparcie kanapy, wypanelowaną podłogę. Niczem Elektra, Antygona, Julia szlochem zanosi, spazmuje, głowinę zmaltretowaną w dłoniach ukrywa i - cierpi.
Gdyby nie fakt, że do wyjścia mamy pięć minut... minutę... jesteśmy spóźnieni pięć minut... dziesięć... piętnaście... byłoby to nawet zabawne. Na pewno - efektowne. Na pewno - artystycznie na wysokim poziomie. Na pewno - do przeczekania. Ale czas nagli.
A Klomszczel wyżywa się artystycznie. I na mamusi.

Bo mu na stół wejść nie pozwolono, gdzie kankana odtańczyłby.
Bo mu noża użyć nie pozwolono, którym sobie obciąłby .
Bo mu śfince palca do oka włożyć nie dano, a może oko wyjmowane jest.
Bo batona zakorbić mu z szafki nie dano,  a on pies na słodkie, stado psów, kohorta. 
Bo skarpet zdjąć nie pozwolono, bo plus tszy za oknem, a on boso po łące biegałby.
Bo kurtkę nadzieżgnąć by wypadało, gdyż ponieważ chłodno, a on szaty rwie.
Bo czapka się by zdała, a on czapkę ma w....nie na głowie!
Bo do samochodu iść kazują, a tam w pasiki w foteliku się zapiąć, a on zniewolić się nie da.

Wychodzimy.
Matka spocona jak kret (cudny ten frazeologizm, pochodzenia nie znam: czemuż kret???).
Rączki się matce częsą. 
Siada za kierownicą w stanie daleko posuniętego rozkładu - prowadzić w takiem stanie: zbrodnia. A tu dwójka dzieci na pokładzie. Wyją już oba i okładają się na tylnej kanapce.

Klomszczel, bo:
- zapięłam go, że dychnąć nie może, ale jakimś cudem udało mu się wyzwolić z pasów naramiennych i jeno biodrowy mu został; kwestia czasu...
- jedzie, sorry: wiozą go, a on szedłby, biegłby, gnałby...

Ostra, bo:
- dlaczego ona by miała nie???
-zapomniała klapków na basen/ stroju na WF/zeszytu do majcy/kleju w tupce/bibuły/sruły...

Wieczorny spektakl należy do Ostrej.

Bo zadania robić nie bedzie.
Bo spać nie pójdzie.
Bo pakować się do szkoły nie ma zamiaru.
Bo ubrania na rano nie przygotuje.
Bo ten grafik cośmy se zrobili to jom nie obowiązuje.

Zadzwoń na Niebieską Linię, sugeruje delikatnie tatuś, przemoc w rodzinie zgłoś, sadystów zadenuncjuj. 
Ostra rozwiesza uszęta.
Klomszczel, głowę sę dam uciońć, nasłuchuje przez sen...

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie, co to będzie...???

A matce to schizować nie nada...?


4 komentarze:

  1. małe popaprańce :) mój to samo!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tam pocę się jak szczur. a kojot wyjeeeeeeeeee :)

    OdpowiedzUsuń
  3. na pocieszenie powiem że nasze dzieci mają nasze geny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czemuszszsz mnie strrraszysz??? ja wiem, ja wiem - widzę i czuję to co dnia...tyle, że te geny są raczej MOJE - pszersrane;)

      Usuń