poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nalot

Do wanny włażę.
Z książką.
Kolacja wydana, zmywarka załadowana. Tatusia tam macie. Pa.

Zanim siknę i suchy ręcznik sobie znajdę, była już trzy razy.
Bo tata powiedział, że kakałka nie zrobi, sama se zrób.
Bo Klomszczel zjadł kolejne PrincePolo i jęczy o następne, no Klomszczel, bo wybuchniesz.
Bo a jak wyjdziesz z wanny to pogramy w coś?

Zanim ułożę się z książką i postawię sobie jogurt tak, żeby mi do wanny nie wleciał  o d  r a z u, wpadnie jeszcze ze trzy.
Bo a jak mleko nalałam do za dużego garnka i mi zostało, to co mam zrobić?
Bo a jak się poparzę?
Bo zagrasz ze mną w państwa-miasta jak wyjdziesz?

Zanim ablucji dokonam, jeszcze przyjdzie nakablować, że tatuś jednak dał Klomszczelowi następne PrincePolo, a kakałka nie zrobił. I powiedział, że chyba jej rączek nie urwało i że taka duża dziewczynka, to se może już sama zrobić i jeszcze zapytać tatusia, czy może tatusiowi zrobić też. I jeszcze, że w telewizji mówili, a na biurku leży i czy ona może, a czy jak ja nie piszę, to może se pograć na komputerze, a czy jak wyjdę, to se zrobimy jajecznicę...

Aaa...

Jogurt się mię już zagotował. 
Czytać jeszcze nie zaczęłam
Woda wystygła.

Coś by se umyć wypadało.

I wtedy jak bomba wpada Klomszczel.
Mama! Muma! Mama! Muma!
Cześć synu Klomszczelinu. Zaraz wychodzę.

W wannie lądują moje kapcie, galoty od piżamy i rolka srajtaśmy.
Młodyyy... No weź go, w wannie jestem!
Młodyyy... Chodź tu, mama w wannie siedzi...
Ostra, weźże go na chwilę, wytrę sobie organa.

W nomenklaturze potocznej nazywa się to czas wolny matki.
Czas na wytchnienie.
Żem se wytchła.

4 komentarze: