Ufff... Poszli na roblel.
Najpierw nie chciał wyjść z domu. Klopka. Nje dzieci, nje ciocia, nje bubu.
Kiedy tylko uchyliłam drzwi samochodu, wężowym ruchem wpełzł za kierownicę i zaczął okupację siedzenia kierowcy. Mojego siedzenia. Mojego kochanego. Matka W. kocha bubu. Na nic prośby, groźby i obietnice niamniam. Nje niamniam. Klopka. Wyciągnięty za fraki zaległ na parkingu i wyje. Nje mama. Jezie Kaka bubu. Ci pojade... Znów za fraki i do fotelika. Boli!!! - ryk zarzynanego bawoła ogłusza najpierw Matkę W., potem resztę mieszkańców osiedla. Boli!!! To i tak dobrze - Ostra Siostra w podobnych okolicznościach wołała: Nie rób mi tego tato!!! Najpierw bledliśmy, potem czerwienieliśmy, by na koniec zsinieć - bógwico se ludzie pomyślą. Więc "boli" brzmi jak anielski chór.
Znów za fraki, kolanem za jajo, myk, cyk, bryk - zapięty. Nadęty. Obrażony.
Cisza.
Podjeżdżamy pod żłobas. Nje idzie Kaka dzieci. Kaka jezie bubu. Ciągnę, pcham, niese. Nje ciocia. Nje buti. Nje dzieci.
Niamnaim? Może być.
Ze żłobasa nie wyjdzie, bo mama niedobla. Ciocia dobla. Ciocia zua kobjeta dobla. Zamiłowanie do zuych kobiet dzieli chyba z tatusiem - wiedział tatuś, co se na łeb bierze. Wyciagam za fraki. Nje bubu bo kosi pan! Godzinę gapimy się jak cielęta na gościa koszącego pobliski skwerek. Kosi pan? Kosi pan. Kosi pan! Nje domu! Znów za fraki i... oszszsz dupa blada, znów mnie podsiadł. Jezie Kaka bubu. Pół godziny dla rodziny. Dobrze, że zabrałam ze żłobasa jakąś lokalną gazetkę. Jezie Kaka bubu!
Akcja pacyfikacja. Trafiony zafotelony.
Na parkingu pod domem znów okupuje fotel kierowcy. Potem z nagła przerzuca się na drzwi. Dźbi mama, dźbi! Kaka siam. Usiłuję sprzątać w bagażniku, otwieram klapę - cóż za przesyt: mam nawet drapaczkę do szyb i resztki jedzenia z... kiedyś. Pochylam się zaciekawiona... rozglimiane... bleee... Łeb zadzieram i nage tylna półka spada mi na nos. Jak boli, k, jak boli! Ała mama? Ała? Lasiam, mama, lasiam.
Tatuś, tatuś! Przeskok do bubu tatusia i okupacja zakierownicza. Ale tatuś silny, za fraki i wlecze. Pójdziemy na loblel, tylko obiad zjemy, co? Nje objad. Nje!!! Loblel! Bluze i kask! Loblelll... Tatuś jedzom, Klomszczel wyjom. Loblel! Tata, bidon!
I poszli na loblel. Potem jeszcze bubu - cztery razy po dwa razy. I kosi pan. I jezie Kaka bubu. I kosi pan. I...
Zasypia trzymając Matkę W. za rączkę.
Kocham cie namusiu, kocham cie tatusiu.
Drugą rączką trzyma kierownicę loblelu.
jak dobrze, że już śpi ;)
OdpowiedzUsuńuśmiałam się serdecznie, choć wiem, że Tobie do śmiechu nie było :D
OdpowiedzUsuńbuchch!!!!!
Magda G.
Na podstawie tego bloga można by świetny scenariusz filmu napisać. Ale nie byłby on zachętą do posiadania dzieci, oj nie ;)
OdpowiedzUsuńKsiąąąążka! książkę mi tu natychmiast! jak dziewczę nieletnie wydało i nike dostało to mająca pojęcie kobita nie dostanie??? trafiony zafotelony. genialne. rytm, pęd, piorun jasny prędki :) książkę mi tu. kaśka.
OdpowiedzUsuń