Będził bilk razy kilka, pobędzili i bilka...
W lesie będził bilk bimbel.
Aparaturę podpiętą miał tuż za chatką babci Czerwonego Kapturka, pod okapem na ganku. Rureczkę babci wpuszczał przez kuchenne okno i pospołu degustowali, sprawdzając, czy aby procesy fermentacyjne przebiegają prawidłowo.
Przebiegały.
Tego dnia babcia była w wyjątkowo bimblowym nastroju.
- O bilku mowa... - zagaiła uprzejmie, ujrzawszy swego wspólnika jak skrada się za chatą, żeby samotnie degustować efekty kolejnej fazy procesów chemicznych, przebiegających przy akompaniamencie bulgotów i gulgotów. - I ty tak chciałeś sam???
- Yyy... zaraz sam... Utoczyć żem ździebko zamiarował i w karafce przynieść, żebyśmy jak te luje nie podpinali się znowu po rurę. Tak z grubej rury walić, babciu, w twoim, naszym wieku - trochę wiocha, nie?
- Wiocha, powiadasz... - babcia zadumała się, czoło potarła i poszła do kuchni po sprzęt.
Karafka była wielka, kryształowa i diabolicznie ciężka. Ze dwa litry pomieścić zdolna. Babcia przytachała utensylium i precyzyjnie skierowała wylot rurki do dziurki. Leci.
Po lesie rozszedł się zapach jak ze snu: zwierzyna ożywiła się wyraźnie, a gajowy Marucha pomyślał, że oto ziszcza się jego największe marzenie - kiedy babcia z bilkiem spuszczą już cały płyn do rżniętej karafki, on dostanie aparaturę do przetestowania i będzie mógł wdrożyć nowy przepis na wiśniówkę. A wiśnie obrodziły tego roku...
Niestety, oprócz Maruchy, niebiańską nutę zapachową wyłapał też czuły nos posterunkowego, który wiedziony niezawodnym instynktem, udał się wprost do chatki babci, gdzie zastał rzeczoną oraz bilka w stanie radosnego zanietrzeźwienia: tańcząc zorbę wznosili nieprawomyślne okrzyki o podtekście wyraźnie erotycznym. Posterunkowy zamarł: baniak był pusty! Karafka też. Babcia tego nie przeżyje - pomyślał, ale szybko zrozumiał, że jeśli ktoś tutaj padnie, to raczej bilk: włochata gadzina osunęła się posterunkowemu do stóp, beknęła spod serca i odwaliła kitę.
- Ile on tego...? - zapytał zaniepokojony posterunkowy.
- Nooo... spo-ro... - odbeknęła babcia i wycięła dwa hołubce.
- A pani, pani... jak?
- A ja jak wiewióreczka. Pomykam. Pałera takiego dostałam...
Bilk trafił na toksykologię pobliskiego szpitala, wpisując się na listę bilków, co będziły razy kilka. Oślepł i ogłuchł, ale zmysł smaku i powonienia ostały mu się bez szwanku, dlatego będzi nadal. Zamienił jedynie zawód wykonywany z bimbrownika na sommeliera. Wiśnióweczka gajowemu Marusze wyszła, że łapy lizać...
To ja, Bilek :) czytałam hahaha, ale ubaw
OdpowiedzUsuńuważaj zatem z będzeniem, ale wisienki zalewaj, zalewaj... jesień przyjdzie, nie ma rady na to i będziem sączyć:)
UsuńA ja mam takie hobby - sprawdzam sobie w księgarniach wszystkie wersje kapturka żeby dowiedzieć się jak uwolniono babcię i kapturka oraz jak zginął wilk. Niesamowite jak ta bajka potrafi się zmieniać w zależności od wydania. :)
OdpowiedzUsuńNp. najdziwniejsze uwolnienie kapturka: wilk zamknął dziewczynkę w szopie ale zwierzątka, jej przyjaciele ją uratowały. Skąd te kurna zwierzątka?? Jaka szopa pytam się? I co w tym czasie robił wilk z babcią?