sobota, 30 listopada 2013

Et in arcadia ego

To przepiękne wydanie "Tajemniczego ogrodu" Ostra dostała na urodziny. Ucieszyłam się, bo wiele razy próbowałam ją namówić na wspólną lekturę, ale zawsze zaczynała płakać już na samym początku i wracała do bezpiecznych tekstów pokroju "Martynki". Może egzemplarz własny doda jej odwagi, pomyślałam. Kilka dni temu nadybałam Gadzinę z "Ogrodem" na kolanach i odetchnęłam z ulgą: łyknęła bakcyla. Mój "Tajemniczy ogród" składa się ze stosiku luźnych kartek i zmaltretowanej okładki. Zaczytany do nieprzytomności, lub jak wolicie: do śmierci technicznej. Idzie ze mną ta niepozornych rozmiarów książeczka przez całe życie. No, mam takich kilka, mam... Czas nie odbiera jej literackich walorów, wręcz przeciwnie - z każdym rokiem dodaje nowych sensów i znaczeń. Nie znam drugiej tak smutnej powieści, która budziłaby we mnie taką nadzieję! Że jednak, że mimo wszystko, że wbrew wszystkiemu. Powieści, która przemawia zarówno do czytelnika w wieku baaardzo niezaawansowanym, jak i hmmm ... balzakowskim tudzież matuzalemowym.


Nie umiem wyobrazić sobie przeniesienia akcji mojej ukochanej książki w inne czasy...Tak jak nie umiałabym wyekspediować Jane Austin czy "Wichrowych Wzgórz" w jakąś bliżej nieokreśloną współczesność, która pozbawiłaby je fascynującej otoczki powieści lat minionych.
Bo z "Tajemniczym ogrodem" jest trochę jak z antyczną tragedią: każda najdrobniejsza zmiana czyni różnicę. Może dlatego tak obawiałam się obejrzeć ekranizację. Niepotrzebnie; film Agnieszki Holland urzekł mnie swoją wizją, choć jak to bywa w przypadku ekranizacji - nie jest do końca wierny literackiemu pierwowzorowi. Jednak to, co w konstrukcji postaci Mary Lennox najważniejsze - poczucie wyobcowania, dojmująca samotność i emocjonalna martwota granicząca z aleksytymią - uchwyciła Holland idealnie. To już tyle lat od premiery; 1993 rok!Mogę teraz czytać i oglądać na przemian i płakać sobie do woli. Katarktyczna moc historii Frances Hodgson Burnett nie przemija. Jeśli coś ważnego zawdzięczam tej mojej lekturze szczenięcej, to wiarę w siłę ludzkiej woli oraz ... szczególną wrażliwość na zapuszczone ogrody i stare domy. I jeszcze przekonanie, że w najwyższym i najgrubszym murze ZAWSZE jest jakaś furtka. 
Podziwiam Burnett za to, że odważyła się tę trudną i bolesną historię inicjacyjną opowiedzieć dzieciom. Że każdego ze swych bohaterów uczyniła w jakiś sposób niepełnym. Zawsze, kiedy wracam do "Ogrodu", przychodzi mi na myśl wiersz Twardowskiego "Sprawiedliwość":

Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny 
Dziękuję Ci że sprawiedliwość twoja jest nierównością
to co mam i to czego nie mam
nawet to czego nie mam komu dać
zawsze jest komuś potrzebne
jest noc żeby był dzień
ciemno żeby świeciła gwiazda
jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza
modlimy się bo inni się nie modlą
wierzymy bo inni nie wierzą
umieramy za tych co nie chcą umierać
kochamy bo innym serce wychłódło
list przybliża bo inny oddala
nierówni potrzebują siebie
im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich
i odczytywać całość


Tymczasem muszę pędzić. Ostra czeka w łóżku z "Ogrodem", żebym jej poczytała. Znaczy, już rozdział wchłonęła kolejny, a teraz cała Polska czyta dzieciom. Ommm...ommm...

Dobrej nocy.
Świat JEST ogrodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz