Polecam...
Otóż mama Fridy i Ellen n a p r a w d ę zagderała się na śmierć i pewnego zimowego poranka, kiedy już tysionc piencet razy poprosiła wszystkich o wszystko, a wszyscy odmówili wszystkiego - odwaliła kitę w wielkiej zaspie. I poszła do nieba.
Muszę powiedzieć - opowiada Frida - że na początku jest dość przyjemnie. W domu zrobiło się tak cicho, że i mnie, i Ellen wydaje się, że ogłuchłyśmy. Nie ma nikogo, kto gderałby na nas rano, ani nikogo, kto by o czymś przypominał.
Ale mama zabiera swoje gderaniowe obyczaje do nieba i zaczyna zawracać gitarę ... aniołom.
Mama wyczyściła im również porządnie zęby. No i co pięć godzin dostają witaminy. Nic nie pomaga, że wołają do mamy:
- Chyba t e r a z nie są nam potrzebne żadne witaminy? Przecież i tak już nie żyjemy!
Zostaje więc mama oddelegowana
na powrót do swojej rodziny z zaleceniem, że może najbliższym zwracać
uwagę tylko pięć razy dziennie. Anioły, Frida, Ellen i tatuś -
niewydolny wychowawczo sierot - oddychają z ulgą.
Teraz mama wchodzi do przedpokoju w pomiętej piżamie, z czekoladką w ręku i nieuczesanymi włosami. I git. I ewrybady hepi. Najważniejsze, że pachnie mamą. I przytula jak mama. I że jest.
Chyba już osiągnęłam miszczostwo śfiata w gderaniu.
Skądinąd,
kiedy czyta się raport CIEMNA STRONA MACIERZYŃSTWA, a w nim refleksje
matek, że tatuś, czyli monż/partner, czyli reproduktor wciąż jeszcze
jest w polskiej rodzinie na etacie kolejnego dziecka, które reaguje
tylko na gderanie - rence i majtki opadajom. No, jest...
Pamiętajcie - takie będą rzeczpospolite jak ich młodzieży chowanie.
Nie
- chowanie przed przyszłymi tatusiami miotły, siatki na zakupy,
odkurzacza i książeczki do poczytania progeniturze. Nie - chowanie SIĘ
po kątach z pięściami wbitymi w kieszeń w bezsilnej złości.
Chowanie młodych samców na młodych mężczyzn, którzy potrafią SAMI Z SIEBIE.
Bez zagderywania się mamusiów na śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz