Owszem, ludzka potrzeba sprawiedliwości domaga się równego podziału obowiązków, ale tu dochodzi coś jeszcze - media, książki, koleżanki powtarzają dziś kobietom, że mężczyzna szanuje je i myśli o nich poważnie tylko wtedy, kiedy traktuje je po partnersku. On nie ma być księciem na białym koniu, a one księżniczkami, które obsypuje kwiatami. On dziś ma stać na zmywaku, sprzątać, gotować i zmieniać pieluchy dzieciom. Tak mówią media do kobiet, więc one - przekonane, że to dowód jego miłości - tego się domagają. Tylko czy to jest istota ich pragnień? Czy śnią o takim mężczyźnie?
"Media, książki i koleżanki"...
[piękny skądinąd podział: z jednej strony media (bez kobiet?), książki (kobiety nie piszą?) i koleżanki (jakaś inna kategoria kobiet?), z drugiej - kobiety (z innej planety)]
Kobieta, istota niesamodzielna myślowo, musi mieć mówione: skąd miałaby znać istotę swoich pragnień...? Więc te media durne, te książki głupawe i koleżaneczki, co to, wiadomo, judzą. I one, te biedne kobiety, są potem przekonane, że czują coś, co czują, chociaż wcale tego nie czują, bo im zostało wmówione. Prawdziwe kobiety wiedzą, co powinny czuć: nie będą media pluć im w twarz. Nie będą książki myśli mącić - ach, indeksie ksiąg zakazanych, czemuż cię nie ma jako narzędzia terapeutycznego... Toż już od dawien dawna wiadomo, że jak się kobieta naczyta tekstów umysł podniecających, to jakoweś potem serca kołatania, histeria, dąsy. I jeszcze te koleżaneczki, szatańskie pomioty, co to podpuszczają bezlitośnie: e, no jak ten mój tak robił, to ja bym mu...; ty weśśś mu powiedz...
Ale lepiej nie mów:
Namawianie do rozmowy o potrzebach i uczuciach jest modne. Nie mówię, że
to jest całkiem bez sensu, ale jednak trochę przereklamowane. Czy
rozmowa o czuciach zmienia uczucia? Czy powiedzenie komuś o swoich
potrzebach wywoła u niego potrzebę zaspokajania tych potrzeb. To złożone
kwestie. Samo: "Powiedz mu szczerze", to stanowczo za mało, a czasem
zupełnie nie działa.
Tak, rozmowa o uczuciach zmienia uczucia.
Kiedy rozmawiamy o tym, że z uczuć wyższych do jego matki żywię jedynie pogardę, że go tak fatalnie wychowała, a on mi tłumaczy, że historia jej życia naprawdę nie jest taka różowa, jak mi się wydaje, i że może chociaż spróbowałabym ją zrozumieć - uczucie pogardy ulatuje, pojawia się ciekawość, litość, współczucie, empatia.
Tak, powiedzenie komuś, z kim jestem w związku, o moich potrzebach, budzi u drugiej osoby potrzebę zaspokojenia tychże. Jeśli nie budzi, to znaczy, że pora na rozstanie. Bo może to nie związek, tylko jakaś sytuacja absolutnie bez związku.
Jeśli mówienie szczerze zupełnie nie działa, to jesteśmy dwojgiem obcych ludzi.
Mówienie w ogóle zdaje się być także mocno przereklamowane:
Poza tym dobrze jest uświadomić sobie
jedno: co do seksu, to nie można się dogadać. Rozmawianie o potrzebach
seksualnych to kompletne nieporozumienie.
Planowanie randek? Absurd.
Seksualna relacje nie opiera się na tym, co ktoś sobie zaplanował i
realizuje, tylko na instynkcie, pożądaniu, chwili. Możemy sobie o tym
pogadać, ale to nas nie nakręci. Bełkot w stylu: "Mów, co ci sprawia
przyjemność" czy "Napisz do niego list, w którym opiszesz, co lubisz z
nim robić", to nonsens. Kto to wymyślił?!
Jak to kto? "Media, książki, koleżanki". Liczy się instynkt, pożądanie i chwila. Przy czym instynkt i pożądanie są raczej sprawą męską, chwilę zaś powinna sobie wygospodarować kobieta. Kiedy? Trudno powiedzieć, gdyż jako osoba, która nic sobie wmówić nie daje, stoi przy tym zmywaku, sprząta, gotuje i zmienia pieluchy. Gdzieś między rzeczonymi czynnościami porywa ją żądza, a instynkt pcha w ramiona obsypującego ją kwiatami księcia na białym koniu. Bo gdyby ujrzała kobieta rzeczona mężczyznę swego przy wzmiankowanym zmywaku, co, jak zostało powiedziane, nie jest istotą jej pragnień i snów, doznałaby nagłej obsuwy libido i po ptokach. A tak, zupełnie nieplanowo, może się kobieta o zmywak oprzeć i mężczyźnie swemu oprzeć nie móc. Może znad gara z warem podnieść oczęta swe na pana swego, który od obowiązków domowych ucieka jak od zarazy i w kolanach zmięknąć.
Zatem żadnego pitolenia! Do boju!
Ale ostrożnie...
Bo nie jest tak, że ten mężczyzna [który, nie
chce mieć obowiązków domowych, ale zajmuje się pracą, karierą, pasją]
nic nie robi w domu. Ale on czuje, że jak będzie robił to wszystko, co
kobieta, to będzie się czuł wykastrowany, będzie czuł, że odebrano mu
siłę, a wraz z nią atrakcyjność w oczach kobiety, czyli właściwie
wszystkie powody do życia. W związku z tym to jest jego walka o życie.
Oczywiście
to wszystko przebiega na poziomie symbolicznym, bo w praktyce, jeżeli
kobieta i mężczyzna pracują, to i tak jakoś się dzielą obowiązkami. Ale
zawsze jest ten kawałek, w którym ona robi trochę więcej. Obawiam się,
że tak pozostanie, bo jak mówiłem, seksualność podłączona jest do
różnicy i ludzie robią coś, żeby się różnić.
Iżby więc mężczyzny swego na skraj przepaści nie sprowadzić, dbać należy o to, by powody do życia miał on właściwie sformatowane. A są to: manie siły i bycie atrakcyjnym w oczach kobiety. Celem nabycia siły, mężczyzna powinien udać się na siłownię, ewentualnie zaharować się na śmierć [pracoholizm rulez - można używać synonimów: praca, kariera, pasja]. Celem bycia atrakcyjnym według niego w oczach kobiety: jak wyżej.
Walka o życie męskie w toku! Na szczęście toczy się gdzieś na obrzeżach cywilizowanego świata, możemy więc zając się sobą.
Porozmawiajmy więc o kwestiach estetycznych, jak to baby rajcujące o niczym. Niczym ważnym, w sensie.
Mężczyzna, nawet jeśli nie ma bałaganu, ma inną estetykę.[...] Jeśli
więc kobieta domaga się od mężczyzny, żeby sprzątał, to domaga się, żeby
widział świat tak jak ona. A potem i tak ma pretensje, że on robi
jedynie tyle, ile ona każe mu robić. To prawda, ale nie wynika to z jego
złośliwości, tylko z tego, że dla niego już dawno było czysto.
Czyli tak: ona urobiona nad tymi garami, gaciami i gównami, od czasu do czasu ulega żądzy. To jest ta chwila, w której ona akurat "nie robi trochę więcej", gdyż podparła się już górnymi jedynkami o podłogę i walczy z grawitacją. Niestety, nie trafiła na deski podłogowe... musiała zatopić zęby w, dajmy na to, ubłoconych butach, gdyż czemuż nie miałyby one leżeć na środku kuchni - on ma inną estetykę i tak mu było najestetyczniej.
Cóż to wogle za pomysł, żeby się dwoje dorosłych ludzi, jako tako wychowanych i do życia w stadzie przyuczonych, miało umówić, że okien co miesiąc nie myjemy (sorry: ona nie myje), bo to jednak strata czasu i atłasu, ale brudnych butów na stole nie stawiamy, do kranu nie sikamy, a ojszczane majtki se każde jedno własną ręką do kosza na brudy upycha??? Kiedy ona więc domaga się, żeby jego mityczne skarpety nie zalegały w funkcji posypki na torcie, on burzy się i wzdyma: wszak ona domaga się, żeby on widział świat tak jak ona!
Istotą jest to, że mężczyźni i kobiety inaczej przeżywają dom.
Tu następuje wywód o tym, że kobieta traktuje dom jako przedłużenie swojego ciała, mężczyzna zaś wiadomo, traktuje w ten sam sposób samochód.
Czyż nie jest to poezja w stanie czystym?
A może by tak bardziej przyziemnie: dom można też sprzątać, oporządzać, o dom można dbać. Lepiej jednakowoż dom przeżywać, a wraz z onem przeżyciem przeżywać poczucie wykastrowania (z powodu zmywania) i siły niemania (z powodu prania), i kobietom się niepodobania (z powodu przewijania).
Ale
Bo jeśli ona musi pracować osiem godzin, przyjść do domu i jeszcze sprzątać, to cholery można dostać. Z praktycznego punktu widzenia domaganie się sprawiedliwości w podziale obowiązków jest uzasadnione.
Ale tylko z praktycznego. Jeśli chcemy wpadać w sidła żądzy, sprawiedliwość ta zdradziecka jest i pożycie intymne uniemożliwia. Śnimy wszak, my kobiety prawdziwe, o księciu na białym koniu, a nie o mężczyźnie na zmywaku.
I tak oto wywiad z psychoterapeutą (w tym terapia par) dobiega końca:
Jednak jest straszną rzeczą, bardzo
niesprawiedliwą, że kobieta, która osiągnęła sukces, jest kompetentna,
świetnie się zna na czymś, nie generuje zainteresowania faceta. On na to
nie leci. I to jest cholerstwo. Ale co zrobić, żeby na to leciał?
Co zrobić, żeby na to leciał?
Nie
da się. To okrutna, straszliwa odpowiedź, której nie chciałbym nawet
opublikować. Bo to niesprawiedliwe, ale prawdziwe. Jeśli jakikolwiek
mężczyzna osiągnie tyle, co ona, to mnóstwo kobiet będzie nim
zainteresowanych, bo te osiągnięcia są jego walorem. Ale niestety ona
swoim osiągnięciem, będzie musiała cieszyć się sama, przełykając tę
gorycz. Choć oczywiście będzie mieć mnóstwo satysfakcji z wykonywania
tego, co lubi, ze swojego profesjonalizmu itd.
Konklużyn:
Stosunki damsko-męskie w ogóle nie ewoluują.
Nie tylko one.
Autor, autor! To serio skądś wzięte?
OdpowiedzUsuń