środa, 20 sierpnia 2014

Żona piłkarza

Beauty Camp - "za jedyne 1,4 tys. zł przez 10 dni dziewczynki w wieku 6-12 lat uczą się jak zrobić make-up, dobrać ciuchy, żeby zakryć wady i wyeksponować zalety (tu prezentowane są sylwetki dorosłych kobiet), jak prezentować się przed kamerą, poruszać z gracją i chodzić na obcasach krokiem modelki".


Czyli tak:
dzieci już nie istnieją. Nie istnieją chłopcy ani dziewczyny.
Istnieją mali mężczyźni i małe kobietki. KobietKi - tak, musi być to cholerne deminutivum (zdrobnienie), żeby całkowicie zachwiać poczuciem równowagi. Bo kobiety to jeszcze jakoś brzmi, chciaż określanie dziewczyn w wieku 6-12 lat mianem kobiet, nawet małych, nie jest dobre: to są dziewczyny. Kropka. Kobietki - kokietki - laleczki - dupeczki: w deminutivach czai się pogarda i, jednocześnie, wzorzec. (Mała) samiczka, taka sama jak (dorosła) samica: różnią się wyłącznie rozmiarami. No i zawsze samiczkę można podrasować, jak także i w tym artykule przywołaną dziesięcioletnią Thylane, która swego czasu zatrzęsła światem mody: mamusia zhandlowała jej lolitkowaty wizerunek bez oporów, by nie rzec: z dumą.
Kobieta kobietę zhandlowała. Dla jej dobra - niech ma córka dobry start i wie, co w życiu ważne.

 

A co ważne?


Może bym w to nie uwierzyła, może zarzuciłabym tygodnikowi fatalizm i szukanie sensacji, ale mam w domu "małą kobietkę w wieku 6-12 lat" i znam te klimaty. 
Co dnia widzę, jak do konserwowanego starannie mózgu mojej córki, konserwowanego w marynacie książek, czasopism, poglądów moich i tatusia, rozmów z rodzicielami i tym podobnych, przedostaje się jad sączony przez durne kreskówki, komputerowe gry, koleżanki wielbiące róż i odpowiednie tłoczenia na zelówach trampcorów, wielkoformatowe reklamy... W całym tym rozgardiaszu córka ma zwątpia w istnienie własnego mózgu. Natychmiast jednak przypominam jej, że jest szczęśliwą posiadaczką dwóch dorodnych półkul ergo ćwiartek czterech i ma z nich robić użytek.
Jeśli ma ochotę (kiedyś) przywiązać do siebie samca, niechże go sobie sznurkiem przywiązuje; niech palikuje jak, nie przymierzając, barana; niech ale niech nie połaszczy się na takiego, co by jej "zapewniał przeżycie". Przeżycie zapewni jej użycie mózgu i tlen.


 A, i tu jesteśmy pół kroku przed Brytyjczykami! Siostra Ostra już dokonała wyboru. Chce zostać kimś sławnym. Sama z siebie i dla siebie. Nie pragnie jednakowoż lśnić światłem odbitym, a własnym, z wnętrza swego emitowanym. Już na obecnym etapie rozwoju emitowanie idzie jej bardzo, bardzo, więc są widoki. 
Siostra Ostra źle znosi niemanie pieniędzy, jest więc także nadzieja, że pożądać będzie nad nimi władzy - ale nad swoimi pieniędzmi. Wiedziona naocznym przykładem Matki W. widzi wszak, że ich chwilowe niemanie jest doświadczeniem baaardzo strasznym. Matka W. nigdy jednak nie posunęłaby się do bycia ładną w celu mania władzy nad piłkarzem z pieniędzmi. Matka W. cierpi godnie i... niedługo wraca do roboty na etat, freelansując (w sensie: freelancerką będąc - nie, że lans...) sobie dodatkowo pokątnie i na waciki chomikując. Ale żeby zaraz piłkarz???


I to nie brzmi dobrze. Siostra Ostra też ma nieakceptacyjne przebłyski, ale... Ale ma Matkę W.  Podstawia Matka W. lustereczko i nawija: lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie. A lustereczko rzecze: Ostra Siostra. Oczywiście, kiedy Matka podtyka lustereczko pod swój nos, rzecze ono: Matka W. Bo każda z nas jest najpiękniejsza na świecie. I biada tym, które uwierzą, że "ja" to ciało i nic więcej.


Czyli tak:
w jasyr nie weźmie nas nikt.
Trzeba walczyć z wiatrakami? 
Będziem walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz