sobota, 20 września 2014

Czy te oczy mogą kłamać?

Patrzy na nie wielkimi ciemnymi oczami dorosłego mężczyzny, choć lat ma kilkanaście, a sposób zachowania - jakby gdzieś bliżej kilku. Precyzyjniej byłoby powiedzieć, że wygląda z siebie, bo najczęściej leży na ławce i zakrywa głowę rękami, a kiedy już podnosi wzrok, to jakby z klatki ciała wyzierało na mnie zaszczute zwierzę. Albo gotowy do ataku demon. Zależy jaki dzień i jaki atmosferyczny front ulokował się nad naszymi głowami. Podejrzewam, wiem, że w grę wchodzą też inne sprawy, ale wolę nie myśleć. Wolę, ale myślę.
Z uporem godnym lepszej sprawy staram się używać zdrobniałej formy jego imienia, żeby ani na moment nie zapominać, że jest dzieckiem.
Jest dzieckiem, jest dzieckiem, jest dzieckiem...
Wolałabym nie wiedzieć, co te oczy widziały. Co mogły widzieć. No, ale wiem. Gdyby był jeden w tym stadzie, to jeszcze byłoby do zniesienia. Ale całe stado... Tak, całe stado. Niewielkie, ale całe.

Zawsze staram się wiedzieć jak najwięcej, żeby nie zapominać, że są dziećmi. Tylko dziećmi. Aż dziećmi. Informacje sączą się z różnych źródeł: od poprzednich wychowawców, pedagogów, psychologów. Tu kurator, tam dom dziecka. Jakaś skołowana samotna mama; agresywny tatuś, za którego czasów to się brało gnoja i. 


Bywają dni, że nie da się przeprowadzić nawet pięciu minut lekcji. Wciąż się przemieszczają, mówią, krzyczą, śpiewają. Klną na potęgę, chociaż poprosiłam, żeby co drugie urwał leciało w innym nowożytnym języku obcym i - jak na razie - umowa stoi. Badają grunt. Coś im ta baba za biurkiem nie gra, bo nie siedzi za biurkiem. Wędruje po klasie tak jak oni. Tu przysiądzie, tam nogami zadynda. Zapytana - odpowiada. Nie podnosi głosu. No, chyba że w żartach. I raczej moduluje, niż podnosi. Nie wpisała jeszcze żadnej uwagi. A tyle mogła. Już uwagi  w zeszycie kiełkują: że klasa chodzi po klasie. Że mówi. Brzydko. Że uniemożliwia. Że takie tam. 
Bywają dni, że da się zrobić całkiem sporo. Wtedy staram się łapać za ogon wszystkie przelatujące sroki. Zazwyczaj chwytam bez problemu. Potem kilka dni nielotnych. Jałowych. Czasem jakieś zbijające z pantałyku pytanie, albo nagła obraza majestatu. Czasem olśnienie - wszystko się da, tylko trzeba z innej strony.
Z masochistyczną perwersją wpadam co kilka dni do K., żeby zapytać co nowego. "Opowiedz mi Zdzisia", proszę. "Wiesz, tego, co..." - i tu sama opowiadam, co podpatrzyłam, podsłuchałam, przyuważyłam. K. wyraźnie się zapala, choć jak to K. - nawet płonąc, zachowuje stoicki spokój. Tylko spokój nas uratuje.

Kiedy irytują mnie już tak bardzo, że mam ochotę pieprznąć tym wszystkim, odpuszczam. Siedzimy. Ktoś gra na telefonie. Dobry jest w te klocki. Raczej: samochodowe wyścigi. Zaglądam mu przez ramię. Odwraca się zaniepokojony obecnością wroga u bram i odruchowo wsuwa telefon pod plecak. Graj, graj, chciałam tylko popatrzyć. Pani też gra? Czasem... A widziała pani..., słyszała..., lubi...? Cienka jak pajęczyna nić porozumienia. Na chwilę. Bo już za chwilę opór. Opozycyjno-buntowniczy chocholi taniec. Niech. Kiedyś byłam taka sama. 

Zanim zacznę bawić się w panią od polskiego, podchodzę do każdego, podaję rękę i się przedstawiam. Tak szybciej zapamiętuję imiona.
Ach, i nie zawsze mam czas, żeby wytłumaczyć im imiesłów przysłówkowy uprzedni. Ten na -łszy i -wszy. Jednakowoż sądzę, iż sobie bez tej wiedzy doskonale poradzą. 

Ostatnio, minąwszy, go na korytarzu, złapałam się na myśli, że gdyby zawód nauczyciela polegał wyłącznie na uczeniu życia, miałabym do powiedzenia o wiele więcej, niż o tych imiesłowach. I że Słowacki wielkim poetą był. Dla mnie. 

 
Nie ma dzieci - są ludzie.


2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba. Świetna narracja, lekko się przez nią przepływa, ale najciekawsze jest to, że jest niebanalna i gdzieniegdzie błyszczy dzięki słownym zabawom (np. "klasa chodzi po klasie"). Dobrze też, że cały tekst nie obfituje w takie zwroty, bo byłoby ich za dużo. Ale w tej ilości jest rewelacyjnie. Obserwuję bloga, chętnie poczytam więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alicjo, widzę że oddajesz się metodycznej i systematycznej lekturze mojej radosnej twórczości, zostawiając po sobie ślady w postaci komentarzy. Dziękuję. Czytelnicy tacy jak Ty zawsze dodają skrzydeł. A ja, cóż, lubię pisać i wciąż szukam nowych środków wyrazu. Zajrzyj na mój drugi blog: www.coautor.blog.pl
      Pędzę ciąć na kawałki (o)powieść o Pawulonie i Prezesie. Sporo tego mam, oj,sporo. Do przeczytania:)

      Usuń