środa, 29 maja 2013

Lenka

Nie - nie, że jakaś Lenka znajoma.
Lenka w sensie "ręka".

Bo otóż nie ma Matka W. bardziej pożądanego organa niż lenka.
Lata Klomszczel za Matkom i jęczy: mamaaa... lenkaaa!
Pół biedy, kiedy lenka wolna. Kiedy Matka nie je, nie pisze, nie lobi tom lenkom nic w ogóle. Ale rzadko się zdarza, żeby Matka W. nie używała lenki. Plawej, dodajmy, bo lewa jakoś Klomszczelowi nie pasi.
Chwyta Klomszczel tę lenkę, najchętniej palec środkowy, chwyta i ma. I trzymie. I pewnie czuje się bezpiecznie, bo go ta lenka żywi i bloni.

W ramach kołslipingu także preferuje Klomszczel lenke Matki.
Nie da się onego wykiwać: że czyjaś inna lenka zamiast matczynej. Śpi Toto twardo, z boku na bok się przewraca i maca: lenka... lenka... lenka... mruczy nietomny, lenke chwyta i śpi dalej. A wyrwij mu tę lenkę! Lenkaaa...!!! Leci w noc. Moja lenka!!! Moja??? Przecież moja...

Cieszy się więc Matka W. jak głupia, kiedy sobie może lenki własnej plawej poużywać bez ograniczeń pod nieobecność Syna Swego Klomszczelego.

I używa.
Se.

3 komentarze:

  1. Przydałaby się wypożyczalnia dodatkowych rąk, nie? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. moja lenka albo i dwie służą ostatnio do dawania kasy... córcia zapragnęła furbiego.. dzień dziecka cóż mogę dodać.. synuś lubuje się w autach z bajek disneja, tak, licencje kosztują.. ech życie..

    OdpowiedzUsuń