
Zastanawia
też matkę fakt, że najdoskonalsze teksty prześmiewcze, bezlitośnie
kpiące z rozmaitych systemów wdrażanych przez "dorosłych" celem
"ułatwienia" sobie życia przemycane są w książkach dla dzieci, które tak
naprawdę powinny być książkami dla dorosłych wyrobionych
czytelników (trylogia Pagaczewskiego, ale i np. "Akademia Pana Kleksa" - miłość jest
absolutna, dozgonna, z wiekiem się nasilająca...) .
Oczywiście
i ta ukochana matczyna szczenięca lektura uległa była sfilmowaniu.
Zachowano, na szczęście, oryginalne rysunki Alfreda Ledwiga i humor
oryginału. Charakterystyczna muzyka czołówkowa do dziś dnia zwabia matkę
przed ekran i zmusza do regulowania odbiornika... Bo sfilmowane Smoki
jakoś matce do wyobraźni nie przemawiają; są nieco przyciężkawe i jakby
za bardzo psychodeliczne, by czerpać z nich radość w trakcie oglądania z
Ostrą.
A
tu Klomszczelina rośnie, będzie można jeścio raz i mnoga, mnoga raz
podczytywać sobie o Krainie Deszczowców tudzież o Marcinie Lebiodzie. I
obmacując i obwąchując swoje stare, zetlałe egzemplarze udawać, że te
nowe też już trochę podniszczone są i trzeba kupić kolejne wydanie...;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz