Matka czytała w edycjach jak na załączonych obrazkach."Porwanie"
się nie zachowało, niestety. Pozostałe egzemplarze walają się jeszcze
po lokalu nadgryzione przez czas, książkowe mole (sensu stricto,
mię i Ostrą ) i dobijane na raty są. Gdyż ponieważ lat temu kilka
nabyła matka edycje nowe, z kolorowymi ilustracjami. I dawaj: czytanko!
Pomyśleć, że w szczenięcym swym zachwycie traktowała matka przygody
Smoka, Gąbki i Bartoliniego niczym pierwszej wody kryminał! Deszczowcy i
mypingi do dziś działają na chorą matczyną wyobraźnię... Konteksty
społeczne i polityczne odkryła matka dopiero teraz, we wspólnej z Ostrą
lekturze dopoduszkowej. Pyszności! To jest literatura wytrzymująca próbę
czasu: i dziecko, i dorosły znajdują w niej coś dla siebie. I stara
matka i młoda Młoda bawią się przednio.
Zastanawia
też matkę fakt, że najdoskonalsze teksty prześmiewcze, bezlitośnie
kpiące z rozmaitych systemów wdrażanych przez "dorosłych" celem
"ułatwienia" sobie życia przemycane są w książkach dla dzieci, które tak
naprawdę powinny być książkami dla dorosłych wyrobionych
czytelników (trylogia Pagaczewskiego, ale i np. "Akademia Pana Kleksa" - miłość jest
absolutna, dozgonna, z wiekiem się nasilająca...) .
Oczywiście
i ta ukochana matczyna szczenięca lektura uległa była sfilmowaniu.
Zachowano, na szczęście, oryginalne rysunki Alfreda Ledwiga i humor
oryginału. Charakterystyczna muzyka czołówkowa do dziś dnia zwabia matkę
przed ekran i zmusza do regulowania odbiornika... Bo sfilmowane Smoki
jakoś matce do wyobraźni nie przemawiają; są nieco przyciężkawe i jakby
za bardzo psychodeliczne, by czerpać z nich radość w trakcie oglądania z
Ostrą.
A
tu Klomszczelina rośnie, będzie można jeścio raz i mnoga, mnoga raz
podczytywać sobie o Krainie Deszczowców tudzież o Marcinie Lebiodzie. I
obmacując i obwąchując swoje stare, zetlałe egzemplarze udawać, że te
nowe też już trochę podniszczone są i trzeba kupić kolejne wydanie...;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz