poniedziałek, 10 marca 2014

Baltazar & company

Matka czytała w edycjach jak na załączonych obrazkach."Porwanie" się nie zachowało, niestety. Pozostałe egzemplarze walają się jeszcze po lokalu nadgryzione przez czas, książkowe mole (sensu stricto, mię i Ostrą ) i dobijane na raty są. Gdyż ponieważ lat temu kilka nabyła matka edycje nowe, z kolorowymi ilustracjami. I dawaj: czytanko! Pomyśleć, że w szczenięcym swym zachwycie traktowała matka przygody Smoka, Gąbki i Bartoliniego niczym pierwszej wody kryminał! Deszczowcy i mypingi do dziś działają na chorą matczyną wyobraźnię... Konteksty społeczne i polityczne odkryła matka dopiero teraz, we wspólnej z Ostrą lekturze dopoduszkowej. Pyszności! To jest literatura wytrzymująca próbę czasu: i dziecko, i dorosły znajdują w niej coś dla siebie. I stara matka i młoda Młoda bawią się przednio.

Zastanawia też matkę fakt, że najdoskonalsze teksty prześmiewcze, bezlitośnie kpiące z  rozmaitych systemów  wdrażanych przez "dorosłych" celem "ułatwienia" sobie życia przemycane są w książkach dla dzieci, które tak naprawdę powinny być książkami dla dorosłych wyrobionych czytelników (trylogia Pagaczewskiego, ale i np. "Akademia Pana Kleksa" - miłość jest absolutna, dozgonna, z wiekiem się nasilająca...) .

Oczywiście i ta ukochana matczyna szczenięca lektura uległa była sfilmowaniu. Zachowano, na szczęście, oryginalne rysunki Alfreda Ledwiga i humor oryginału. Charakterystyczna muzyka czołówkowa do dziś dnia zwabia matkę przed ekran i zmusza do regulowania odbiornika... Bo sfilmowane Smoki jakoś matce do wyobraźni nie przemawiają; są nieco przyciężkawe i jakby za bardzo psychodeliczne, by czerpać z nich radość w trakcie oglądania z Ostrą. 
A tu Klomszczelina rośnie, będzie można jeścio raz i mnoga, mnoga raz podczytywać sobie o Krainie Deszczowców tudzież o Marcinie Lebiodzie. I obmacując i obwąchując swoje stare, zetlałe egzemplarze udawać, że te nowe też już trochę podniszczone są i trzeba kupić kolejne wydanie...;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz